wtorek, 4 września 2018

O ziołach i leczeniu ziołami


O ziołach i leczeniu ziołami

Rośliny otaczają nas przez całe życie. Są wszędzie – i na wsi, i w betonowym mieście, w polu, na łące, w parku czy w lesie. Goszczą też w zdecydowanej większości domów. I chyba dlatego, iż jest ich pełno dookoła spowszedniały nam do tego stopnia, iż na ogół ich nie dostrzegamy.
A przecież bez roślin nie tylko że nie moglibyśmy żyć my, ale nie mogłoby żyć żadne zwierzę mieszkające na tej planecie. To one przecież dostarczają do atmosfery tlenu niezbędnego do oddychania. To one służą nam za pokarm. To one nas odżywiają i one wreszcie dostarczają surowca do produkcji wielu cennych, a niekiedy wręcz niezastąpionych leków. A przecież rośliny mają jeszcze wiele innych zalet.
Ważnym osiągnięciem współczesnej nauki było odkrycie tak zwanego promieniowania biologicznego. Mimo iż nie wiemy zbyt wiele o tym zjawisku, niemniej dzięki posiadanej już wiedzy i tak sporo możemy zrozumieć. A rozumiemy najważniejsze, to mianowicie, iż wszystkie organizmy żywe na Ziemi, wzajemnie oddziałują na siebie fizycznie, ale również w sposób niejako pozafizyczny.
Rośliny towarzyszą człowiekowi od zarania jego dziejów. To one zawsze stanowiły podstawę naszej diety, w której mięso i jego przetwory odgrywają mniejszą rolę.
Obcując tedy z roślinami od wieków, stopniowo odkrywaliśmy także inne ich zalety i wartości. Nauczyliśmy się je wykorzystywać do sporządzania ubiorów (tkanin, tapy), niektóre z nich stosować jako środki kosmetyczne, innych używać do poprawiania smaku i aromatu niezbyt wykwintnych potraw, czy przy ich pomocy konserwować żywność, garbować skóry, sporządzać farby... Znalazły się wśród nich takowe, którym przypisaliśmy znaczenie magiczne, bądź zarezerwowaliśmy je (jak np. kadzidłowiec – Boswellia carteri) na ofiary składane siłom nadprzyrodzonym.



Właściwości pewnych roślin lub ich przetworów, dzięki temu, iż nas odurzały i sprowadzały halucynacje, uznaliśmy za wyjątkowo cenne, bo pozwalające choćby na krótko oderwać się od szarzyzny codzienności, zapomnieć o lękach, smutkach, niedolach. Uwierzyliśmy, iż mają moc przenoszenia nas do innego, lepszego świata.
Nie sposób wreszcie pominąć roli, jaką odegrały w zaraniu naszej cywilizacji. Otóż, gdy nauczyliśmy się je uprawiać, stało się możliwe życie osiadłe – powstały miasta, rozwinęły się rzemiosła, rozkwitła nauka i sztuka. Przez neolit, epokę brązu, doszliśmy do epoki żelaza, by wreszcie rozszczepić atom i ruszyć (na razie bardzo małymi kroczkami) na podbój innych światów. I nie jest prawdą, iż zręby kosmodromów zbudowali genialni przedstawiciele nauk ścisłych i technicznych. Zbudował je bowiem kilkanaście tysięcy lat temu, u schyłku średniej epoki kamienia jakiś bezimienny rolnik, który wsiawszy po raz pierwszy ziarna zbóż w spulchnioną ziemię, wytyczył nową ścieżkę naszej cywilizacji.
Nie może się tedy wydać dziwne, iż w trakcie wielopokoleniowych obserwacji, dokonaliśmy również najwartościowszego dla nas odkrycia, tego mianowicie, iż pewne przetwory roślinne przyjęte doustnie lub wykorzystane zewnętrznie potrafią nas uwolnić od wielu chorób i dolegliwości. W miarę upływu czasu coraz bardziej naszym oczom odsłaniały się tajemnice poszczególnych gatunków. Odkrywaliśmy, w których i jakie dobroczynne moce są zaklęte, ale również, które spośród nich swymi jadami mogą zabijać. Wreszcie, w miarę upływu czasu, nauczyliśmy się korzystać także z owych jadów, które odpowiednio dawkowane okazały się cennymi lekami.
Zaczątki wiedzy medycznej, tajemnicę leczniczych mocy roślin, poznano jeszcze zanim człowiek nauczył się uprawiać rolę, ludzie zaś, którzy wiedzę ową posiadali, wyróżniali się spośród grup plemiennych, ciesząc się szacunkiem i poważaniem.
Na ogół zresztą łączyli z funkcjami lekarskimi także i funkcje czarowników, szamanów, czy kapłanów i potrzeba było wielu wieków i wielu pokoleń, aby zawód lekarza oddzielić od kapłaństwa.
Doświadczenia tamtej „prymitywnej” (jak to się dziś określa) medycyny były spore. W starożytnym Egipcie i Mezopotamii powstały dwa potężne centra, z których osiągnięć, pełnymi garściami, czerpali Grecy, a za ich pośrednictwem Rzymianie.
Gdy zaś Imperium Romanum padło pod naporem barbarzyńskich hord, w morzu ciemnoty wiedzę starożytnych pielęgnowali i przechowywali mnisi osiadli w licznych klasztorach rozsianych po całym kontynencie europejskim (a także w Azji i Afryce Północnej), a łącząc je z miejscowymi tradycjami zielarskimi, służyli chorym, jak umieli najlepiej.
Na wschodzie tajniki ziół poznali doskonale Chińczycy, Tybetańczycy, Hindusi, Wietnamczycy, Laotańczycy, Koreańczycy... Tam zresztą po dziś dzień wiedzę starożytnych wykorzystuje współczesna medycyna (którą się określa mianami: „naukowej” albo „oficjalnej”).
Dziś w kręgu cywilizacji euro – amerykańskiej rozpoczął się renesans ziołolecznictwa. Przybywa leków ziołowych (niektórych wprost nie da się zastąpić preparatami chemicznymi), rośnie zaufanie do nich, a co najważniejsze i co najbardziej cieszy, coraz więcej lekarzy poważnie interesuje się fitoterapią, upatrując w niej nie konkurentkę, lecz sojuszniczkę chemioterapii.
Rośnie również zainteresowanie ziołami i zielarstwem szerokich rzesz społeczeństwa. I tu właśnie mogą się jawić pewne – niekiedy poważne – niebezpieczeństwa. Wielu z nas bowiem mając na temat leków roślinnych absolutnie błędne mniemanie, uważa, iż każdy bez wyjątku zupełnie bezpiecznie może się nimi kurować na własną rękę.
Otóż nic bardziej fałszywego od takowego poglądu! Przede wszystkim istnieje, i to całkiem sporo, ziół silnie działających, czy zgoła trujących.
W tym właśnie miejscu chciałbym zaznaczyć, iż fakt omawiania przeze mnie właściwości leczniczych, opisywanych w dalszej części książki roślin nie oznacza, iż namawiam czytelników do tego, by zawsze leczyli się sami i to wyłącznie preparatami roślinnymi.
Owszem, zachęcam do korzystania z nich w większym zakresie, niż jest to na ogół praktykowane, ale na własną rękę jedynie w niezbyt poważnych dolegliwościach. Gdy zaś choroba manifestuje się gwałtownymi objawami bądź zalicza się ją w poczet poważnych, wówczas pomocniczo możemy stosować zioła, wyłącznie za wiedzą i pod kontrolą lekarza.
Kurowanie się bez jego wiedzy, nawet zdałoby się „niewinnymi ziółkami”, nie zawsze musi przynosić oczekiwany efekt poprawy zdrowia. Czasem zaś może poskutkować wręcz odwrotnie – miast leczyć, będzie szkodziło.
Sami nie jesteśmy przecież w stanie prawidłowo rozpoznać choroby, a zatem nie możemy dobrać odpowiedniego leku. A jeśli nawet to się nam uda, trudno znów będzie określić dawkowanie. Prócz tego wszystkiego w konkretnych przypadkach, mogą istnieć przeciwwskazania co do konkretnych leków.
Decydując się zatem na kurację ziołową, musimy o tym, co powiedziałem wyżej, pamiętać.
Używając terminu „zioła”, mam na myśli nie rośliny zielne, jednoroczne, dwuletnie czy byliny, lecz zebrane, ususzone, czy w inny sposób przygotowane do użycia części (korzenie, kłącza, pędy – noszące po ususzeniu nazwę „ziele”, liście, kwiaty, drewno, korę, znamiona, owoce, szypułki, nasiona, zarodniki, bulwy, cebule...) roślin zielarskich, w tym również drzew, krzewów czy pnączy.
W ziołach znajdują się substancje biologicznie czynne, dzięki którym można korzystnie wpływać na organizm, przywracając rozstrojone przez chorobę jego prawidłowe funkcjonowanie.
Ponieważ nie miałem ambicji napisania podręcznika ziołolecznictwa, ograniczę się tutaj jedynie do wymienienia większości nazw związków farmakologicznie czynnych. Kto zaś bardzo ciekaw i chciałby się dowiedzieć o nich dużo, dużo więcej, bardzo dokładnie poznać działanie i budowę chemiczną, może przecież sięgnąć do jakże obfitej literatury fachowej.
A zatem w ziołach występują między innymi: alkaloidy, glikozydy, saponiny, gorycze, garbniki, substancje aromatyczne, olejki eteryczne, terpeny, oleje, glukokininy (substancje zbliżone budową do insuliny), śluzy, fitohormony (hormony roślinne), sole mineralne, witaminy...
Jak z powyższej – niekompletnej przecież – listy wynika, każda roślina to przebogate laboratorium chemiczne, które, gdy umiemy z niego skorzystać, może być na nasze usługi. A umieć korzystać, to znaczy umieć przygotować lek.

Postaci leków ziołowych

Napar to postać stosowana najczęściej i najłatwiejsza do przygotowania w warunkach domowych. Sporządza się go w ten sposób, iż określoną ilość ziół zalewamy wrzącą wodą, przykrywamy i czekamy przez około 15–20 minut, aż naciągną, później zaś przecedzamy i możemy używać.
Odwar powstaje w wyniku gotowania ziół pod przykryciem w czasie od 2 do 4 minut od zawrzenia; w wyniku gotowania przedostają się z surowca zielarskiego te substancje, które na skutek parzenia przedostać by się nie mogły.
Wywar tym tylko się różni od odwaru, iż od momentu zawrzenia, do końca przygotowania go, musi minąć od 5 do 10 (rzadko dłużej) minut.
Macerat to również rodzaj wodnego wyciągu, tyle że przygotowany zgoła inaczej; nie gotuje się ziół, a zalewa je chłodną (o temperaturze pokojowej) przegotowaną wodą i pozostawia na okres od 6 do 12 godzin, później przecedza i zużytkowuje.
Nalewka to wyciąg alkoholowy, a powstaje w wyniku zalania ziół spirytusem, wódką, a czasem też (bardzo rzadko) wytrawnym winem gronowym; nalewkę przygotowuje się w szczelnie zamkniętym naczyniu przez określony czas, podczas którego substancje aktywne przechodzą do alkoholu.
Syrop można przygotowywać na trzy sposoby: w wyniku odparowania bardzo mocno osłodzonego wywaru; przez gotowanie świeżych i silnie rozdrobnionych części roślin leczniczych w syropie złożonym z wody i cukru (musi ich być wagowo 1:1); bądź wreszcie w wyniku zasypania cukrem krystalicznym świeżego surowca zielarskiego (dokładnie tak samo, jak czyni się to z owocami) i po „puszczeniu” soku, zlaniu go do oddzielnych naczyń (sok powstaje przez wyciśnięcie go ze świeżego surowca zielarskiego, którym mogą być nie tylko bogate w wodę owoce, ale również i inne części roślin).
Oprócz wymienionych postaci leków ziołowych są również i inne, które tylko wymienię, z tej racji, iż w warunkach domowych przygotowuje się je niezmiernie rzadko, albo prawie wcale. Są nimi: proszki, powidła, plastry, maści, mazidła i inne.
Wreszcie na koniec kilka uwag na temat przeprowadzania samej kuracji ziołowej:
- zioła używane do przyrządzania lekarstw muszą być dobrze znane, musi się mieć absolutną pewność, że mamy to zioło, którym zamierzamy się leczyć,
- zioła zawsze muszą być świeże (za takie na ogół uważa się te, które od chwili zbioru i ususzenia nie były przechowywane dłużej niż jeden rok, od owej reguły są nieliczne wyjątki, nad którymi nie ma potrzeby dłużej się rozwodzić),
- zioła muszą być pozbawione zanieczyszczeń, wszelkich obcych domieszek, posiadać swoistą barwę i zapach, nie mogą być spleśniałe,
- napary, maceraty zachowują swą wartość przez 8 do 10 godzin od chwili przyrządzenia,
- wywary i odwary zaś około doby,
- przeprowadzając kurację ziołową, musimy bezwzględnie ściśle przestrzegać zalecanego dawkowania,
- leczenie określonym ziołem, czy też określoną mieszanką ziołową nie może trwać dłużej niż trzy miesiące, ponieważ po upływie tego okresu organizm na ogół przyzwyczaja się do leku, a zatem ów ostatni przestaje wywierać oczekiwany skutek,
- najlepiej po około 2-tygodniowej kuracji ziołowej zrobić 4–5-dniową przerwę, aby organizm nieco „odzwyczaić” od leku, a później – jeśli nadal będzie zachodzić taka potrzeba – kontynuować kurację,
- naparów, odwarów, maceratów i nalewek nie powinno się słodzić, można odstąpić od tej zasady w przypadku podawania specyfiku dzieciom, ale również korzystniej będzie użyć miodu pszczelego zamiast cukru,
- napary, odwary i wywary zawsze należy pić ciepłe, pić je wolno, małymi łykami.

Zastosowanie przypraw roślinnych

Od najpradawniejszych czasów człowiek spożywał nie tylko mięso i ryby, nie tylko ślimaki, małże, kraby, robaki i wszystko to, co biega, fruwa, pełza, ale także korzenie bulwy i korzenie roślin, ich owoce, a można domniemywać, że także liście i pędy niektórych gatunków.
Czy były to już przyprawy w dzisiejszym słowa znaczeniu? Nie, na pewno nie. Ale sam fakt spożywania roślin w czasach sprzed neolitu, czyli z okresu, kiedy rolnictwo dopiero miało powstać, a ludzie zacząć prowadzić osiadły tryb życia dał początek wiedzy na ich temat.
Bo nieistotne jest to, jaki „chwast” można zjeść, czy jaki owoc, bulwę, korzeń, lecz również posiadać o nich wiedzę: jak smakują, jak pachną i – co bezwzględnie najistotniejsze – czy nie szkodzą.
Na zdobycie takiej wiedzy ludzkość miała tysiące i tysiące lat. I zdobyła ją. Dziś uznano, iż zastosowanie przyprawowe posiada parę setek roślin i grzybów.
Ale żeby umieć wykorzystać je w kuchni, najpierw naprawdę musi się wiedzieć wszystko o danej roślinie, czy grzybie, jak oddziałuje na nasze organizmy, jaki ma aromat i smak, a dobrze też wiedzieć jakie substancje biologicznie aktywne zawarte są w konkretnym gatunku.
Niezwykle istotne jest to, w jaki sposób i w jakich ilościach dodawać do przygotowanych potraw roślin przyprawowych, bądź grzybów.
Przyprawy poprawiają smak, aromat, ale także – przynajmniej część z nich – pomaga naszemu zdrowiu.
Przykre, że w Polsce używa się bardzo mało przypraw roślinnych. Istnieje jakby rodzaj kanonu, który ktoś, kiedyś wymyślił, i którego kurczowo się trzymamy. Myślę, że w każdej kuchni mamy pieprz czarny, listek laurowy, angielskie ziele (czyli korzennik lekarski, albo jeszcze inaczej pimentę), cebulę, czosnek (nie zawsze), pietruszkę, marchew i niekiedy seler. Jakoś nic więcej nie przychodzi mi do głowy. No, może jeszcze majeranek, cynamon, czy imbir.
Ostatnimi czasy pod względem stosowania przypraw roślinnych, i tych pochodzących z grzybów, jest jakby nieco lepiej. Wynika to z faktu, iż coraz łatwiej kupić gotowe, paczkowane – i na dodatek z opisem co i do czego dosypać – przyprawy.
Ale to nie tak. To my sami powinniśmy umieć korzystać z roślin i grzybów (jako przypraw), kierując się naszym smakiem i węchem. To, co jest dobre dla jednego, może być wstrętne dla drugiego, zatem zachęcam do poznawania roślin przyprawowych, tworzenia mieszanek z nich niejako na własną rękę, a zapewniam, że da nam to dużo satysfakcji. Mało tego, jeśli będziemy systematycznie używać przypraw roślinnych i grzybowych, z czasem zmieni się nam smak, tak że nie będziemy mogli niczego spożywać, wpierw go nie przyprawiwszy; potrawy nieprzyprawione staną się dla nas mdłe i nieapetyczne. I jeszcze jedna korzyść, na pewno – jeśli tylko systematycznie będziemy używać przypraw – poprawi się stan naszego zdrowia, a wraz z nim zapewne też i samopoczucia.
Pamiętajmy tylko jednym, że nie powinno się dodawać przypraw w nadmiarze, bo po prostu psuje to ich smak, zamiast go poprawiać.
Pamiętajmy jeszcze o jednym, że tzw. włoszczyznę należy dodawać drobno posiekaną (ale niekoniecznie, jeśli chcemy usunąć ją z garnka tuż przed jedzeniem) kilka minut przed końcem gotowania.
Aby przyprawy roślinne i grzybowe zachowały wartość, nie traciły smaku i aromatu, powinno się je przechowywać w szczelnie zamkniętych pojemnikach – ceramicznych lub szklanych. Nie wolno ich trzymać nad kuchnią, bo chociaż jest to dla nas wygodne – ot, wystarczy sięgnąć ręką, nagrzewają się, co im (i nam też oczywiście) nie wychodzi na zdrowie. A zatem trzymajmy je z dala od kuchni, w miejscu suchym. Jeśli dodajemy kilka przypraw do tej samej potrawy, powinniśmy to czynić jednocześnie (z wyjątkiem świeżo zerwanych, zielonych, te traktujemy jak wspomnianą wcześniej włoszczyznę).
Absolutnie zabronione jest bezpośrednie wsypywanie przypraw z pojemników do garnków z gotującymi się potrawami, bo przyprawy przy okazji łatwo zawilgocić, a tym samym narazić je na spleśnienie i utracić.
Niektóre z roślin przyprawowych można uprawiać w mieszkaniach, ale to już inny temat, niemieszczący się w ramach tej książki, więc go pominę.

Zastosowanie dietetyczne roślin

Na ten temat napiszę najmniej. Wspomnę tylko, że jest to grupa roślin i grzybów, które wcale lub prawie wcale nie mają właściwości stricte leczniczych, chociaż można w pewnym sensie i za takie je uważać, bo choć spożywamy je bynajmniej nie z myślą o leczeniu się nimi, lub poprawieniu smaku i zapachu przyrządzanych potraw, a wyłącznie po to, by zaspokoić głód, to i tak oddziaływają na nasze organizmy, nie dostarczając nadmiaru kalorii, jedynie wypełniając żołądek, czasem pozytywnie wpływając na śluzówkę żołądka, czy odtruwając nas, chociaż nie tak szybko i gwałtownie jak niektóre specyfiki roślinne, czy leki chemiczne.
Ma to pozytywne znaczenie o tyle, iż nie pozwala nam się „utuczyć”, a za to wyrugować z organizmów nadmiar szkodliwego tłuszczu, czuć się lżej i ogólnie lepiej.
I to jest niezwykle istotne.
Tak doszliśmy do końca ogólnych uwag na temat roślin w ogóle, roślin leczniczych, dietetycznych i przyprawowych w szczególności, ich znaczenia i sposobów wykorzystywania, o ile zajdzie taka potrzeba, lub będziemy mieli dostęp do konkretnych gatunków, jakie zostały opisane na kartach tej książki.
Na zakończenie pozwolę sobie zacytować dawnego autora, i niech jego słowa staną się niejako mottem tego leksykonu:

Tak iuż oddaleni iesteśmy w sile naszey fizyczney, od mocy przodków naszych, umieiących znosić bez szkody zmiany powietrza i karmić się nayprostszymi pokarmami, że co przed 50 laty w kraiu polskim wkładał na siebie, lub do żołądka człowiek dostatni, pan włości, to dziś stało się nieodbitą potrzebą ludu ubogiego, którego za to umysłowe wykształcenie w porównaniu z pierwszemi, wiele wyżey cenione bydź może. Nieznacznym ciągiem przemian (...) przerobiliśmy się na istoty wyższe (...); lecz natury rzeczy nas otaczaiących przerobić nie mogąc, nie zdołaiąc (...) znieść na osłabione nasze i łatwiey przeto razić mogące ciało; namnożyliśmy rodzaiem życia rozliczne choroby, na które w rozumie naszym środków zaradczych szukać musiemy. Ten to dziś rozum dyktuie prawa postępowania, w celu utrzymania życia (...) słabey fizycznie istocie, ludziom (...) podlegaiącym co moment licznym cierpieniom; i wskazuie im drogę, którą postępuiąc, z temi cierpieniami minąć się nie mogą (...) był czas, kiedy w ludziach była chęć zabezpieczenia się przeciw chorobom (...) i leczono się wprzód, nim choroba ziawiska swe w ciele widoczne okazywać zaczęła. (...) Osłabieni więc, brali wzmacniaiące lekarstwa, pili dekokta z ziół, kąpali się [w ziołach], i podobne inne sztuki lekarskiey przepisami wskazane, dopełniali zlecenia (...) A że człowiek w czynnościach swoich umie zastosować się do wyobrażeń, iakie pracuiącym bez przerwy umysłem, potworzyć może; łatwo w działaniu tak ważnem, iakie miał dla zachowania swego zdrowia, poszedł za myślą natury...” (O KURACYI WIOSENNEY. PRZEZ DRA IGNACEGO LEBLA, W WARSZAWIE W DRUKARNI ŁATKIEWICZA, PRZY ULICY SENATORSKIEY N. 467., 1830 [roku], s. 11-15

I tak doszliśmy do końca ogólnych uwag na temat roślin w ogóle, roślin leczniczych w szczególności, ich znaczenia i sposobów wykorzystywania.
Teraz pora zaznajomić się z poszczególnymi gatunkami:


Uwaga! Porady zamieszczone w tej książce nie mają na celu zastąpienia medycznych porad lekarza. Skonsultuj się więc z nim, zanim zastosujesz propozycje tu przedstawione. Ani autor, ani wydawca nie ponoszą odpowiedzialności za szkody, straty lub choroby spowodowane leczeniem się na własną rękę.

Powrót do zakładek:

A