sobota, 21 grudnia 2019

Opowieści czyśćcowe cz. 12 - Duchy

DUCHY

„Duchami, światem duchów nazywają się zbiorowo te wszystkie istoty stworzone, istniejące poza światem materialnym, bezcielesne, obdarzone siłą myślenia, czucia i chcenia, słowem istoty duchowe, a zatem aniołowie, szatani i dusze ludzi zmarłych. W ściślejszym znaczeniu przez wyrażenie duchy, świat duchów, rozumiemy najbliżej pomiędzy duchami względem człowieka stojące dusze ludzi zmarłych, a zatem znajdujące się w niebie, czyśćcu i piekle. (...) niekiedy zachodzi (...) szczególny z nimi stosunek, nazywany widzeniem duchów, pokazywaniem się duchów: pierwsze wyrażenie oznacza podniesienie wewnętrznego zmysłu w widzącym; drugie oznacza, że zetknięcie się ze światem duchów zawarunkowane jest więcej ze strony pokazującego się niż widzącego. Właściwie mówiąc, o zmysłowym widzeniu, ducha substancji niematerialnej, mowy być nie może; gdy widzenie takie ma miejsce, a nie jest czczym złudzeniem zmysłów, tam musi pośredniczyć przystępna dla czułości naszego zmysłu materia. Widzący i pokazujący się, muszą się spotykać w dziedzinie widzialnej. Mysteriozofowie też twierdzą, że chociaż w śmierci duch odłącza się od ciał, wszakże pozostaje mu jeszcze pewna uduchowiona pozostałość fizyczna, i że ta pozostałość fizyczna pozwala zmarłemu pokazać się ludziom żywym, a żywemu widzieć ducha zmarłego. Wiara w takie pokazywanie się pośmiertne znajduje się u prawie wszystkich ludów starożytnych i łączy się z wiarą w nieśmiertelność duszy. W najdawniejszej greckiej mitologii duszę (psychi), po oddzieleniu się jej od ciał, jako cień, widmo, idol on, prowadzi Hermes w pozaświaty, skąd środkami czarodziejskim może wywołaną (...). Pokazywanie się ducha nazywali Grecy jasma, widziadło, dhma, strach, i w późniejszych czasach uważali te pokazywania się nie za coś nadzwyczajnego, ale za zwykłą dla ludzi zmysłowo żyjących pośmiertną karą. Krążeniem koło grobów, pokazywaniem się ludziom żyjącym, odpokutować mieli zmarli swoje niedbalstwo w doskonaleniu ducha nieśmiertelnego.


Gabriel Cornelius Ritter von Max (1840-1915), Zjawa nazywająca siebie Katy King
ukazująca się jako młoda kobieta, domena publiczna, Wikimedia Commons.

Stara mitologia łacińska zna także życie dusz ludzi zmarłych (manes) i ich pojawianie się na siłę zaklęcia. Rozróżnia nawet pomiędzy nimi pewne klasy: lemures nazywały się w ogóle dusze zmarłych: lares dusze dobre, czczone jako opiekuńcze bóstwa domowe; larvae dusze złe, dusze nocne, upiory. Późniejsi Rzymianie wierzyli podobnie w widma: powszechne było u nich przekonanie, że dusze zamordowanych pokazują się w miejscu morderstwa. Ludy germańskie i słowiańskie wierzyły także w pośmiertne pokazywanie się dusz. Dawni pisarze kościelni nie zaprzeczali faktu pokazywania się duchów u pogan, ale przypisywali to działaniu szatana, tak Tertulian ( De anima c. 57), św. Hieronim ( Comment. in Mt. VI 31), pseudo-Justyn (Ouaest. et Resp. ad Orthod. 52. n. 3) biblijne opowiadanie 1 Kr. 28. l... tłumaczyli w ten sposób, że wywołaną została nie dusza Samuela, ale złudny obraz w postaci Samuela, i to w skutek działania diabelskiego. Tymczasem św. Justyn ( Apol. I c. 18 n. 15 i D/a/, cum tryph. c. 105), Orygenes ( Horn. in 1 Reg. 28), Sulpicjusz Severus ( Hist. sacr. I c. 36) w zjawieniu tym widzą rzeczywistą duszę Samuela. Kościół o pokazywaniu się duchów w szczególności nic nie uczy, uznaje je jednak, jako podchodzące w ogóle pod kategorią zjawisk cudownych. Teologowie dla zapobieżenia tak teoretycznym w tym względzie błędom, jak i praktycznym zabobonom, dotykali często tego przedmiotu. Święty Tomasz ( Summa p. 3. suppl. q. 69 a. 3) na pytanie: „czy dusze będące w niebie lub w piekle mogą stamtąd wychodzić?” odpowiada, że nie może być tu mowy o takim wychodzeniu i wyzwalaniu się z właściwego im stanu, jak gdyby miejsca te nie były im wyznaczone na stały pobyt, że możliwe jest tylko chwilowe tych miejsc opuszczenie, i że to opuszczanie nie może się dziać według praw natury, lecz jedynie według praw opatrzności Bożej. Toż samo rozumie się i o duszach w czyśćcu przebywających (...) tj. że dusza nie może podług własnego upodobania opuszczać choćby na chwilę miejsca swego pobytu pośmiertnego. Święty Augustyn dopuszcza takie fakty jako nadzwyczajną rzadkość i sam opowiada (De cura pro mortuis agemda) o św. Feliksie, że ten pokazał się mieszkańcom Noli w czasie oblężenia miasta. Święty Hieronim broni przeciwko Wigilancjuszowi pokazywania się świętych. Historia kościelna podaje wiele faktów takich [zjawień]. W ogóle pokazywanie się duchów, jak je uznają teologowie katoliccy, nie otwiera bynajmniej drogi zabobonom, ani nie pozwala na niepokojenie umysłów, ponieważ przyznają je oni wyłącznie opatrznej woli Bożej.”

(Encyklopedia kościelna X. Michała Nowodworskiego, Warszawa 1874, t. IV, s. 365-367)

Kto by chciał nabyć książkę "Opowieści czyśćcowe" to jest dostępna tutaj:

czwartek, 19 grudnia 2019

Opowieści czyśćcowe cz. 11 - Wizja św. Gertrudy i inne opowieści

Widzenie św. Brygidy

„Widziałam miejsce ciemne, straszne i przepaść ognistą, a nad nią duszę, jakoby obleczoną ciałem... Straszne płomienie z głębiny wznosiły się ku niej i paliły ją z taką mocą, że pory jej ciała zdawały się być otwartymi żyłami, z których tryskał ogień... I słyszałam duszę wołającą pięć razy: Biada!... Biada mi, żem tak mało kochała Pana Boga, chociaż łaskami Jego hojnie obdarzona byłam!... Biada mi! żem się nie bała sprawiedliwości Jego! Biada mi! żem szukała haniebnych rozkoszy ciała! Biada mi! żem pragnęła bogactwa, zaszczytów i chwały! Biada mi! żem słuchała ciebie Szatanie, któryś prowadził mnie do złego. -Natenczas anioł rzekł do mnie: Przepaść ta jest piekłem, kto w nią wejdzie, nigdy Boga nie ogląda. Nad tą przepaścią jest miejsce największych mąk czyśćcowych. - Dusza, którą widzisz, cierpi upalenie ognia pożerającego... zasmucona jest ciemnością... wielce poniżona i zawstydzona i przerażona jest widokiem szatanów - a jednak w tych wszystkich mękach jest pocieszona wspomnieniem swoich dobrych uczynków. - Jest drugie miejsce oczyszczenia, gdzie męki są mniejsze. Dusze tam pozostające, podobne są do słabych, powoli odzyskujących siły i piękność. - Nareszcie jest trzecie miejsce, wyższe nad tym, czyściec duchowy, gdzie dusze cierpią tylko straszną mękę tęsknoty za Bogiem.”

( O czyśćcu i duszach czyśćcowych, [w:] „Głosy Katolickie”, 1901. s. 8-9)



Czyściec, "Godzinki Królowej Bony" (ok. 1628),
domena publiczna, źródło: Wikimedia Commons

Objawienie w Zamora

„W klasztorze dominikańskim, w Hiszpanii, pokazał się jednemu z Ojców Dominikanów przyjaciel jego, zakonnik św. Franciszka, cały ogniem gorejący, mówiąc mu: „że jest zbawiony z miłosierdzia Bożego, lecz cierpi wiele w czyśćcu za mnóstwo drobnych uchybień, za które nie żałował za życia. Nic na świecie, dodał, nie może ci dać pojęcia tej strasznej męki!” I wtedy położył na stole rękę i natychmiast głęboki znak został wypalony, jakby od żelaza rozpalonego. Stół ten zachowano na pamiątkę i dotąd go pokazują.”

(O czyśćcu i duszach..., s. 9)

Widzenie o. Hipolita Scealvo

„W życiu świątobliwego o. Hipolita Scealvo, z zakonu OO. Kapucynów, czytamy, że miał wielkie nabożeństwo za dusze czyśćcowe i między innymi co dzień o świcie odmawiał officium za zmarłych. Gdy tak dnia jednego modlił się w chórze za dusze jednego z nowicjuszy, tej nocy zmarłego, ten objawił mu się w jaskrawych ognistych płomieniach, i mówił mu, że z polecenia Bożego przychodzi wyznać swoją winę i prosić o pokutę, którą o. Scealvo, jako przełożony jego, ma mu naznaczyć. O. Scealvo bez namysłu wyznaczył mu pokutę do prymy, tj. do pierwszej modlitwy, którą bracia zakonni rano w chórze odmawiają. - Na to słyszy głos tej duszy czyśćcowej: „O serce bez litości, o ojcze bez miłosierdzia nad cierpiącym synem. Czyż można taką dać pokutę za małą winę? Czyliż nie wiesz, jak straszne są męki ognia czyśćcowego? O pokuto bez miłosierdzia!” - Ojciec Scealvo struchlał cały!... Wpadł na pomysł... i w tej chwili biegnie do dzwonka i zwołuje zakonników do kościoła, opowiada im swoje widzenie, i każe zaraz odmawiać prymę... Przez 20 lat, które żył, nie mógł zapomnieć tego zdarzenia, i często je w swoich kazaniach opowiadał.”

(O czyśćcu i duszach..., s. 9 -10)

O zjawieniu się Anny Potockiej

W klasztorze PP Benedyktynek w Przemyślu ukazywała się po kilkakroć razy jednej zakonnicy dusza Anny Potockiej, żony Salezego Potockiego z Krystynopola. - Ostatnią razą w obecności komisji Biskupiej (...) i na dowód prawdy wypaliła jej na ręce ogniem krzyż. (...) Obszerny opis tego wraz z aktami komisji Biskupiej czytałem w kronice OO. Bazylianów w Krystynopolu, gdzie ciało Potockiej spoczywa.”

(O czyśćcu i duszach..., s. 10-11)

Pokutujący Benedyktyn

„W opactwie OO. Benedyktynów w Latrobe, w Ameryce, ukazywał się od 18 września r. 1859 jeden zmarły Benedyktyn przez 2 miesiące, i powiedział w obecności drugiego jeszcze brata, że od 77 lat cierpi w czyśćcu za to, że nie odprawił siedmiu Mszy obowiązkowych, i prosił o tychże odprawienie. X. Opat Wimmer ogłosił to w gazetach.”

(O czyśćcu i duszach..., s. 11)

Objawienie się hr. Łosiowej

„W Brzuchowicach koło Przemyślan, pokazała się dusza 19 lipca 1750 roku w jasny dzień Heleny z Cetnerów hr. Łosiowej, zmarłej 26 maja tegoż roku, prosząc o ratunek i na dowód prawdy wypaliła ślad ręki na stole. Syn jej hr. Józef Łoś dał ten stół z obszernym opisem na marmurowej tablicy do kościoła parafialnego w Przemyślanach, gdzie do dziś dnia się znajduje.”

(O czyśćcu i duszach..., s. 10)

Objawienie się Teresy Giotti

„Roku 1859 w klasztorze PP. Franciszkanek we Foligno, koło Asyżu, ukazała się dusza zmarłej zakonnicy Teresy Giotti, następczyni swej na urzędzie, Annie Felicji - cała w ogniu, i wypaliła, na dowód prawdy, na drzwiach ślad swej ręki. Powiedziała, że straszne męki cierpi i że skazana jest na 40 lat czyśćca za niektóre drobne wykroczenia przeciw ubóstwu zakonnemu, i za to, że nie równym sercem kochała swe siostry zakonne. Powiedziała, że przychodzi z polecenia miłosierdzia Boskiego prosić o pomoc i ratunek. Po kilku dniach, gdy wiele modlitw i uczynków pokutnych, zwłaszcza Mszy św. za nią ofiarowano, pokazała się ponownie - dziękując za pomoc i oświadczając, że jest z czyśćca wybawioną i że idzie do nieba. Z polecenia ks. Biskupa z Foligno i zarządu miasta otworzono jej grób, wyjęto ciało z grobu i przyłożono rękę zmarłej do wypalonego śladu w drzwiach i przekazano, że ślad wypalony najzupełniej odpowiadał drobnej ręce zmarłej zakonnicy. Drzwi z wypalonym śladem zachowują się po dziś dzień w kościele. X. Biskup Segur widział na własne oczy te drzwi i ślad ręki w nich wypalony i opisał to zdarzenie obszernie w swym dziełku: »Jest piekło«.”

(O czyśćcu i duszach..., s. 11-12)

Zjawienie się Antoniego Korso

Świątobliwy brat Korso, zakonu św. Franciszka, którego dla jego świątobliwego życia nazywano powszechnie aniołem ziemskim, po śmierci nie poszedł prosto do nieba, ale za pozwoleniem Bożym okazał się infirmarzowi klasztornemu bardzo smutny. Ten ochłonąwszy ze strachu - zawołał: „Cóż to? brat Antoni w czyśćcu? Mniemałem, żeś już w chwale niebieskiej?... I cóż cierpisz?...”

- Ach, odpowie tenże, cierpię straszną mękę tęsknoty za Bogiem, bo jeszcze do oglądania Jego nie jestem przypuszczony, I choćbym cierpiał wszystkie cielesne katusze piekła znośniejszym by mi były, niźli ten ogień, który mnie pali i dręczy...

- Jest to srogi głód, niszczące pragnienie, od którego dusza usycha i kona, i skonać nie może. Nikt ze śmiertelnych tej strasznej męczarni pojąć nie zdoła. Módl się za mną i poleć mnie modlitwom wszystkich braci. Dopomóżcie mi do połączenia się z Bogiem! Dajcież mi Boga!... Ach! dajcie mi Boga mego!”

(O czyśćcu i duszach..., s. 24-25)

Pokutująca Francuska

„W pewnym klasztorze we Francji, r. 1863, jedna z zakonnic wychodząc z celi, ujrzała wielką światłość i usłyszała, że ktoś ją woła po imieniu. Bardzo strwożona z razu nic nie odpowiedziała - potem widząc przed sobą postać ludzką - więcej ośmielona, zapytała się zjawiska, kto jest i czego potrzebuje. - „Jestem siostrą twoją Zofią... pamiętasz, jak ci wczoraj mówiono żeś podobna do siostry Zofii, zmarłej 7 lat, a tyś mnie w duchu prosiła o przyczynę za sobą, jeżeli jestem w niebie, a jeślim zatrzymana w czyśćcu, ofiarowałaś za mnie odpusty następnego dnia. Za ten czyn miłości P. Bóg pozwala mi prosić cię o wsparcie, którego bardzo potrzebuję. Ach! módl się za mnie i proś przełożonej, żeby mnie zaleciła modłom zgromadzenia, abym co prędzej Boga oglądać mogła.” - Po kilku dniach zakonnica ta słyszy znów wołanie - i widzi światłość dokoła, a dusza znów prosiła o pomoc: aby ze swej tęsknicy zwolnioną była, dodając, że wprawdzie odprawiono za nią wszystko, co reguła zakonna na siostry zmarłe naznacza, ale teraz nikt już na nią nie pamięta. - „Jeśli uczynicie mi miłosierdzie, przez całą wieczność będę wam wdzięczna.” Odprawiono więc za nią różne modlitwy i ofiarowano wiele Mszy św. i Komunii św. Od tego czasu zakonnica ta siostrę Zofię, jakby we mgle ustawicznie widziała przy sobie. Im więcej się modlono, tym zjawisko stawało się jaśniejszym i wyraźniejszym. - Trzy inne zakonnice widziały również tę duszę przed jej ostatecznym wybawieniem. Nareszcie po kilku tygodniach, ukazała się ostatni raz jaśniejąca blaskiem chwały - jako idąca już do nieba.”

(O czyśćcu i duszach..., s. 25-26)

Wizja św. Gertrudy

„Świętej Gertrudzie pokazała się po śmierci dusza jednej bardzo (...) świątobliwej zakonnicy, mówiąc, że jest zatrzymana w czyśćcu za to, że w ostatniej chorobie zbytnich ulg i pociech szukała.”

(O czyśćcu i duszach..., s. 30)

Objawienie bł. Weroniki

„U Bollandystów czytamy w życiu bł. Weroniki, iż miała od Boga objawione straszne męki czyśćcowe dusz zakonnych za małe nieposłuszeństwa, za niedbalstwa w odprawianiu ćwiczeń duchowych, za lekkie szemranie itd. Po tym widzeniu, cała smutkiem zdjęta i wielką boleścią i przerażeniem, poczęła wołać płaczliwym głosem: „Ach! ach! co za straszne męki dziś widziałam, co za straszne katusze!” To mówiąc popadła w wielką gorączkę i na dowód prawdy na całym jej ciele pokazały się znaki, wielkości dłoni, jakby płomienie ogniste.”

(O czyśćcu i duszach..., s. 30-31)

Zjawienie się br. Konstantyna

„Brat Konstantyn, zakonu OO. Kapucynów, mąż świętości życia i słynący cudami za życia i po śmierci, pokazał się w kilka dni po swej śmierci jednemu z kapłanów tegoż zakonu. A gdy od niego zapytany o drugim życiu, odpowiedział: „Ach! bracie, jak straszne są sądy Pańskie! Całkiem różne od sądów ludzkich i mniemań! Co się żyjącym zdawało cnotą, od Pana Boga, który wszystko sprawiedliwie mierzy - często osądzone jest jako za występek! Ja wprawdzie z miłosierdzia Boskiego dostąpiłem zbawienia, ale 3 dni byłem w czyśćcu, które mi się zdawały, prawdę ci mówię - jakby 3 tysiące lat - a to za niektóre błędy, których za życia anim za wykroczenie uważał.”

(O czyśćcu i duszach..., s. 32-33)

O niezwykłym przeżyciu księcia Lubomirskiego

„Książę Lubomirski, jak sam o tym opowiadał, napisał książkę przeciw nieśmiertelności duszy i miał ją już oddać do druku... gdy przechadzając się po swym ogrodzie, spotkał łzami zalaną wieśniaczkę, która do nóg mu się rzuciła i ze łzami go prosiła o jałmużnę na pogrzeb i na Mszę św. za duszę swego męża, dopiero co zmarłego - dodając, że on może w czyśćcu ratunku potrzebuje - a ona biedna nie może ani jednej Mszy św. zamówić. - Książę, choć w nieśmiertelność duszy nie wierzył - ale jakoś zmiękł - i od niechcenia dał jej sztukę złota... W 5 dni potem, gdy książę w swym pokoju odczytywał swój bezbożny rękopis, ujrzał przed sobą stojącego wieśniaka, który mu rzekł: -„Przychodzę ci, książę, podziękować za twą jałmużnę. Jestem mężem tej ubogiej kobiety, która cię przed kilkoma dniami prosiła o jałmużnę na Mszę św. za mą duszę... Uczyniłeś jej i mnie miłosierdzie, Pan Bóg pozwolił mi przyjść ci podziękować.” To rzekłszy znikł - a książę do głębi przerażony i przejęty - nawrócił się i swój rękopis spalił i odtąd był przykładem cnót chrześcijańskich i uczynków miłosierdzia.”

(O czyśćcu i duszach..., s. 43)

Andrzej Sarwa

Kto by chciał nabyć tę książkę to jest dostępna tutaj:

wtorek, 17 grudnia 2019

Opowieści czyśćcowe cz. 10 - Czyściec jako rzeka wrzącej smoły

Nepotyzm przyczyną mąk czyśćcowych

Opat pewien, wśród podległych sobie mnichów wielkie poważania mający, a odznaczający się prawdziwą, a nie udawaną pobożnością i życiem ponad wszelki wyraz cnotliwym, umierając postanowił, przez względy rodzinne, namówić zakonników, iżby właśnie jego krewniaka, gdy czas po temu nadejdzie, obrali swoim opatem.

Stary opat umarł, a jego życzeniu stało się zadość.

Ponieważ żył świątobliwie i świątobliwie umarł, wszyscy byli przekonani, iż trafił wprost do niebiańskiej szczęśliwości. Tymczasem, razu pewnego, ukazał się on swemu krewniakowi, lamentując przy tym okrutnie.

Krewniak strachem zdjęty, zapytał o powód jego narzekań. Umarły zaś odpowiedział:

- Jęczę i lamentuję, bo gorę!

- Ty goresz? Dlaczego?

- Bom z twego powodu trafił do czyśćcowej otchłani. Miast bowiem słuchać głosu Bożego, afektem ku tobie zaślepiony, ciebie poleciłem na swego następcę, i z tejże to przyczyny Bóg skazał mnie na czyściec.


Très Riches Heures du Duc de Berry, Czyściec, (XV wiek),
domena publiczna, źródło: Wikimedia Commons.

Szczery żal za grzechy nawet zbrodniarza ratuje przed piekłem

Pewien młodzieniec szlachetnego rodu, z fantazji raczej, niźli z powołania, postanowił wstąpić do zakonu cystersów i po złożeniu ślubów, święcenia kapłańskie przyjął.

Krewniak jego, który był biskupem miejscowej diecezji, na próżno odwodził go od tego zamysłu. Nic owo nie pomogło.

Przeminął rok jeden i drugi, a naszemu młodemu mnichowi znudziło się klasztorne życie. Porzucił zatem zakon, zzuł z siebie habit i przywdział świeckie szaty.

Nie sporo mu jednak było wracać do rodziców, bo wstyd mu było iż nie wytrwał w zakonie. Nie bardzo wiedząc co ze sobą począć, przystał do bandy zbójców, I rychło tak się wyszkolił w bandyckim rzemiośle, że stał się najokrutniejszym spośród zbrodniarzy, budząc grozę nawet u najokrutniejszych z nich.

Ponieważ życie każdego z nas ma swój kres nadszedł też kres i owego występnego mnicha. Oto w jakiejś potyczce, śmiertelnie raniony, jął żegnać się już z doczesnością. Przed śmiercią jednak odezwały się w nim wyrzuty sumienia i poczuł prawdziwy, a szczery żal za grzechy.

Poprosił tedy kamratów, iżby przywiedli doń kapłana, by móc przed nim oczyścić się z grzechów i uzyskawszy rozgrzeszenie, przejść na drugą stronę żywota.

Gdy przybył pleban, nasz mnich uczynił przed nim szczere wyznanie. Oświadczył, iż jest kapłanem, zbiegiem z cysterskiego klasztoru. Że przez te wszystkie lata, kiedy był członkiem zbójeckiej bandy, zbroczył ręce krwią setek niewinnych ludzi, których pozbawił życia, na dodatek rabując ich mienie. Wyznał ponadto, iż zgwałcił wiele tak panien, jak i mężatek, nie przepuszczając nawet zakonnicom. Teraz zaś, stanąwszy w obliczu śmierci, szczerze żałuje tego zła, jakiego się dopuścił i ze łzami w oczach o rozgrzeszenie błaga.

Pleban, który owej spowiedzi słuchał, miał jakoweś dziwnie twarde serce, bowiem spowiadającemu się, tak powiedział:

- Grzechy twoje są tak straszne, że nie są godne odpuszczenia.

Darmo kajał się umierający, darmo żebrał litości i o absolucję prosił. Pleban uparł się i nawet nie chciał słyszeć o udzieleniu rozgrzeszenia.

Wtedy ex-mnich rzekł:

- Jeśli tak, to przynajmniej, na drogę wieczności, posil mnie Ciałem Pańskim.

- Czyś oszalał?! - zawołał ksiądz. - Jeśli cię nie chcę rozgrzeszyć, to udzielę ci Komunii Świętej?!

- Ha, skoro tak, to pozwól przynajmniej, że za moje niezliczone i potworne zbrodnie, sam sobie wyznaczę pokutę.

- Cóż, na to jedno mogę się zgodzić - łaskawie skinął głową pleban, a zaraz potem zapytał: - A jakąż to pokutę sobie wyznaczysz?

- Dwa tysiące lat mąk czyśćcowych - odrzekł mnich-rozbójnik i z tymi słowami na ustach skonał.

Gdy o jego śmierci dowiedział się kuzyn biskup, zdjęty litością, zarządził, iżby we wszystkich podlegających mu kościołach i klasztorach przez rok modlono się w intencji owego umarłego, i polecenie to skrzętnie było wypełnione.

Gdy się ów rok skończył, po mszy sprawowanej przez biskupa, za ołtarzem stojąc, ukazał się mu zmarły. Blady był, wyschły, nędzny, w odzieniu żałobnym.

Kiedy go biskup zapytał jak się miewa i skąd przybywa, odparł:

- W mękach jestem i z mąk przychodzę, ale dziękuję miłości twojej, iż rok ten, dla jałmużny i modlitw twoich, także dla dobrodziejstwa Kościoła świętego, o tysiąc lat męki moje skrócono, którem w czyśćcu cierpieć miał. A jeśli jeszcze przez następny rok także o mnie staranie mieć będziesz, całkiem uwolniony od kary zostanę.

Usłyszawszy to biskup uradował się i dzięki Bogu składał, i oczywiście zarządził kolejny rok modłów w intencji zmarłego mnicha - rozbójnika.

Gdy zaś rok ów minął, a biskup Mszę Świętą sprawował, ponownie ukazał mu się umarły i rzekł:

- Dla twojej usilności i miłosierdzia jestem wyratowany z mąk czyśćcowych i już do wesela mego Pana wchodzę. A owe dwa lata waszych modlitw i ofiar są mi poczytane za dwa tysiące lat.

Od tamtej pory już go ów biskup nigdy nie widział.

Lata cierpień w ciele, niczym są wobec jednej chwili w czyśćcu

Razu jednego pewien człek zachorował i cierpiał okrutne bóle. Cierpiał zaś tak srodze, że co dzień usilnie błagał Pana Boga o to, by zesłał nań śmierć, iżby już więcej się nie męczył.

Pan zamiast śmierci, posłał doń anioła, który powiedział tak:

- Nasz Wszechmogący Stwórca daje ci do wyboru, albo śmierć i trzy dni czyśćca po niej, albo jeszcze rok życia w ciele, cierpiąc tak, jak cierpisz teraz. Skoro jednak ów rok przeminie, pójdziesz prosto do nieba.

Rok, a trzy dni? Chory nie długo się zastanawiał. Wybrał czyściec.

Zatem stało się zadość jego życzeniu. Umarł i trafił do ognistej otchłani. Po upływie jednego dnia, ponownie nawiedził go anioł i zapytał, czy nadal trwa przy swym poprzednim postanowieniu.

Ale nasz umarły z oburzeniem wykrzyknął, że został oszukany, bowiem nie jeden dzień, jak twierdzi anioł, lecz wieki całe już się w ogniu smaży.

Posłaniec Pański, nie zrażony tymi wyrzutami, wyjaśnił duszy, co następuje:

- Nie długością czasu, ale nieznośnością męki oszukany jesteś, a rzeczywiście: zaledwie dzień jeden w miejscu tej męki przebywasz! Nie lękaj się przecie. Pan zmiłował się nad tobą i zezwolił, żebyś do swego ciała powrócił.

O jakże ochotnie zgodził się na to nasz zmarły!

I tak jak miał wcześniej zapowiedziane, przez cały rok cierpiał z powodu choroby, potem zaś zawiedziono go wprost do raju.

Czyściec jako rzeka wrzącej smoły

Opisując dziwne widzenie Yinfridus albo Bonifacius w liście do siostry pewnego zmartwychwstałego człowieka, tak mówi:

Umarły brat twój widział miejsce przedziwnej uciechy, na którym piękni ludzie bawili się i weselili. A z tego miejsca dziwna jakaś słodkawa wonność do nozdrzy dochodziła.

Anioł, który mu towarzyszył, twierdził, że jest to część raju.

Ale oprócz raju ujrzał też rzekę toczącą miast wody potoki wrzącej smoły, a ponad brzegami jej przerzucony był zamiast mostu tylko pień suchego drzewa.

Po pniu owym przechodziły dusze, a wiele z nich spadało z niego. Niektóre we wrzącej smole całe się zanurzały, inne do pasa, jeszcze inne do kolan, a jeszcze inne ledwo do kostek. Po czym wychodziły na brzeg oczyszczone i jaśniejące.

Anioł przewodnik wyjaśnił, iż są to dusze, które w ten sposób przechodzą męki czyśćcowe, aby potem już godnie, dostąpić chwały wiekuistej i zamieszkać w świętym mieście, niebieskim Jeruzalem.

O duszy, która się uradowała z narodzin dziecka

Pewien człowiek, który był umarłym, a ożył, opowiadał potem, iż będąc w czyśćcu widział takie oto zdarzenie:

Oto dusza jedna, w samym największym ogniu gorejąca, nagle zawołała:

- O jakież to szczęście mnie spotkało!

A gdy ją zapytano o powód tej radości, odrzekła:

- Oto aniołowie mi objawili, że w tej minucie dziecko się narodziło, które w przyszłości zostanie kapłanem i podczas pierwszej mszy, jaką odprawi, mnie od mąk czyśćcowych wyzwoli.

W myślistwie się kochający nadmiernie, ciężką mękę cierpiał

Pewien człowiek nabożny wpadłszy w zachwycenie, widział pewnego żołnierza pogrążonego w czyśćcu. Chociaż żołnierz ów był czysty, dobry, uczynny i pobożnie żywot pędzący, trafił do ognia, bowiem w myślistwie zbytnio się kochał.

Kara zaś jego tak oto wyglądała:

Na jego ręku siedział ptak, który go w twarz, w ramię, w ręce kłując, sztukami mięso z owych miejsc wyrywał i w ten sposób pokutującego okrutnie dręczył.

A gdy ów człowiek w zachwyceniu będący pytał, czemu by to cierpiał, skoro tak przyzwoicie żył i praw Boskich nie łamał, żołnierz powiedział:

- Przykazania Boskie zachowywałem, nigdy nikogo w najdrobniejszej rzeczy nawet nie oszukał, tyle tylko żem ponad wszystko umiłował polowanie z ptakami, czyniąc z tego zajęcia bożka nieomal. I z owej przyczyny tak okrutną i ciężką mękę cierpię. A trwać to będzie do czasu, aż całkowicie oczyszczony zostanę.

Pokutujący zamilkł na chwilę, a potem znów począł mówić:

- Jeśli masz politowanie nade mną, proś Pana Boga w mojej intencji, i powiedz też synom i powinowatym, żeby mnie jałmużnami i modlitwami i świętymi ofiarami ratowali, albowiem nieopisane męki cierpię.

Człowiek nasz, o którym na początku wspomnieliśmy, skoro z zachwycenia wyszedł, nie zapomniał o prośbie duszy pokutującej, ale ją co do joty wypełnił, skarbiąc sobie wdzięczność u niej, a zasługę u Boga.

Andrzej J. Sarwa

ciąg dalszy nastąpi...


Kto by chciał nabyć tę książkę to jest dostępna tutaj:


sobota, 14 grudnia 2019

Opowieści czyśćcowe cz. 9 - Nie godzi się umarłych obmawiać i inne relacje


O nieuczciwym siostrzeńcu

Działo się to w czasach, gdy cesarzował Karol Wielki. Miał on w swojej drużynie pewnego szlachetnego, prawego i nad wyraz bogobojnego rycerza. Ów, gdy śmierć zajrzała mu w oczy, widząc że nie obejdzie się bez tego, iżby musiał wypłacić Boskiej sprawiedliwości w czyśćcowej ciemnicy, zawołał do swego łoża siostrzeńca, którego darzył uczuciem i w te się doń odezwał słowa: 

– Posłuchaj, mój miły. Ponieważ cały mój majątek jaki posiadam stanowi zacny, szlachetnej krwi, koń bojowy, skoro skonam, sprzedaj go najdrożej jak potrafisz, a uzyskane w ten sposób pieniądze rozdaj ubogim, w intencji ukrócenia moich mąk czyśćcowych. 

To rzekłszy zamknął oczy, aby nigdy ich już nie otworzyć. 

Mimo, iż zaufał siostrzeńcowi, to przecież przeliczył się srodze, ów bowiem miast wypełnić wolę umierającego, rumaka sobie przywłaszczył i jeszcze chełpił się z jego posiadania. 

I tak minął rok jeden. Aż oto któregoś razu, kiedy ów siostrzeniec odpoczywał wieczorem w swojej sypialnej komnacie, stanęła przed nim postać zmarłego wuja otoczona blaskiem nieziemskiej światłości. 

– Nie uczyniłeś tego, o com cię był prosił – ozwała się zjawa – dla poratowania mego. Dlategom musiał srogie męki cierpieć w ogniu. Ale głos mojej skargi na ciebie dotarł do uszu Pana, a ów wiedziony miłosierdziem i sprawiedliwością resztę kary mi darował, jednocześnie postanawiając, że ty ją zamiast mnie dopełnisz. Jako widzisz udaję się do nieba. Ty natomiast szykuj się na srogie cierpienia, które odtąd będą już twoim stałym udziałem. 

To rzekłszy zjawa znikła, nieuczciwy zaś siostrzeniec natychmiast zapadł na ciężką i bolesną chorobę, która go trapiła póki żył.


Peter Paul Rubens  (1577-1640), Czyściec,
domena publiczna, źródło: Wikimedia Commons

O karze jaką poniósł kapłan pewien, gdy przywłaszczył sobie cudzy płaszcz

We wsi pewnej, pielgrzym jeden ubogi umierając, za cały majątek płaszcz wełniany mający, oddał go tamtejszemu plebanowi, iżby ów w modlitwach polecił jego duszę Bogu. 

Kapłan płaszcz wziął, a jakże, ale czy to przez roztargnienie, czyli też z jakowegoś innego powodu, rychło o nim zapomniał i za zmarłego się nie modlił. 

Po latach kapłan ów, powodowany szczególnym powołaniem, wstąpił do klasztoru, gdzie pędził świątobliwe życie, wiele się modląc, poszcząc i biczując. 

O płaszczu owym, o którym–eśmy wcześniej wspominali, ani o pielgrzymie, który go o westchnienie do Boga prosił, ani pamiętał. 

Nie zapomniało przecież o tym niebo, i stało się razu jednego, ze szczególnego dopuszczenia Bożego, że nasz kapłan śpiąc w swojej celi, ujrzał się w piekle, kędy wielki tumult i rwetes panował, a demony na rozmaite sposoby znęcały się nad potępieńcami. 

Przestraszony mocno tym, co oglądał, stanął cichuchno z boku, przemyśliwując jakby się tu niepostrzeżenie wymknąć z owego miejsca kaźni i wiekuistej rozpaczy. 

Niestety – diabli go wypatrzyli, a jeden z nich wskazał nań palcem rzekł: 

– Patrzcie! Oto przywłaszczyciel cudzego płaszcza, godzien odebrać zapłatę za swój grzech! 

Po czym demon, nie wiedzieć skąd płaszcz ów wydobył, a zamoczywszy go w smrodliwym i wrzącym ługu, z całej siły po dwakroć uderzył nim w twarz nieuczciwego kapłana. 

Ten, w owym momencie przebudził się ze snu, a czując nieznośny, nie do opisania ból, począł z całych sił krzyczeć: 

– Ratujcie mnie! Ratujcie mnie! Bo płonę i umieram! 

Zbiegli się zatrwożeni mnisi i zdumieni stanęli u łoża wołającego. Oto bowiem cała twarz jego spalona była miejscami aż do kości, skóra czarna i popękana, przez którą wyzierały krwawe płaty mięsa.

Jako jedna ofiara Mszy Świętej od piętnastu lat męki uwolniła umarłego

Ojciec Iwo, dominikanin, niegdyś prowincjał w Ziemi Świętej, odprawiając jutrznię w kościele, naraz ujrzał przed sobą jakowegoś mnicha w plugawy habit przyodzianego. 

– Kim jesteś, i czego tu szukasz? – zapytał Iwo. 

– Jak to? Nie poznajesz mnie? Wszak jestem twoim przyjacielem, który niedawno rozstał się z życiem. Po zgonie trafiłem do czyśćca, gdzie wyznaczono mi piętnaście lat srogiej męki. 

– Aż tyle? – zdumiał się prowincjał, znał bowiem zmarłego i wiedział, że ów za żywota stawiany był jako wzór wszelkich cnót zakonnych. 

– Ach! Sprawiedliwość Boska wie co czyni. Zaprawdę zasłużyłem na ów wyrok solennie. Gdybyś jednak zechciał okazać mi pomoc – na co miłosierdzie Najwyższego zezwoliło – to módl się w mojej intencji. 

Skoro więc tylko rozedniało, Iwo przybrawszy się w szaty kapłańskie, podjął sprawowanie Najświętszej Liturgii, a pokonsekrowawszy hostię, tak mówił: 

– Panie! Wszak nie jesteś okrutniejszy od Szatana. Błagam Cię i proszę, przez wzgląd na nieprzebrane miłosierdzie Twoje, wyzwól z więzienia czyśćcowego umiłowanego brata mego i przyjmij go do chwały wiekuistej. 

A słowa te, z wielkim łez wylewaniem, powtarzał po wielokroć, tak że odprawianie Mszy Świętej niepomiernie się wydłużyło. 

Następnej nocy, gdy Iwo znów modlił się w kościele, ponownie ujrzał owego zmarłego brata. Tym razem już nie w sukni plugawej, ale z jaśniejącego bisioru. 

– Dobrze, że przez łaskę Bożą uprosiłeś u Pana skrócenie moich mąk, żeś mnie nie zawiódł i próśb mych nie zlekceważył. Oto dobry Bóg darował mi dalsze wypłacanie się sprawiedliwości Jego i oddał mnie tobie. Będąc tedy wybawionym z czyśćca, idę w towarzystwie duchów błogosławionych do niebieskiej ojczyzny, I wyrzekłszy to, zaraz znikł.

O dziwnym rozkazaniu św. Pachomiusza

Gdy św. Pachomiusz pewnego razu wizytował jeden z klasztorów, które miał pod swoją władzą, akurat trafił na pogrzeb pewnego zakonnika, który za życia nieświątobliwie się prowadził. 

Pogrzeb był okazały, ze śpiewaniem psalmów i kadzeniami. Sam zaś umarły – zgodnie ze zwyczajem – w szaty kapłańskie przybrany. Skoro mnisi ujrzeli zbliżającego się św. Pachomiusza, jęli go błagać, by i on uczcił zmarłego, przyłączając się do okazałego pogrzebu. 

Świątobliwy starzec miast tego rozkazał: 

– Natychmiast przerwijcie kadzenia, a trupa rozdziejcie z szat kapłańskich, po czym cicho i bez rozgłosu złóżcie go do ziemi i usypcie nad nim mogiłę. 

Skoro wszyscy jęli się oburzać na świętego za takie jego niemiłosierne postanowienie, które umarłego – w ich mniemaniu – krzywdziło, a rodzinie przynosiło despekt, Pachomiusz rzekł tak: 

– Wszyscy wiecie, że ów zmarły niepoczciwe życie prowadził, i że Pan każe mu owo odpokutować w czyśćcu (a mówił to będąc pod natchnieniem Ducha Świętego). Wystawny pogrzeb jaki zamierzaliście mu urządzić, trupowi i tak by w niczym nie pomógł, duszy zaś, która odeszła w zaświaty, przydałby jedynie dodatkowych, a wcale nie lekkich, mąk. Mając więc zmiłowanie nad nim, oszczędźcie mu tego dodatkowego bólu. W modlitwach tylko wstawiając się za nim. 

Wtedy to obecni przy pochówku pojęli, że św. Pachomiusz podejmując taką właśnie decyzję, kierował się nie uprzedzeniem i niechęcią, ale miłosierdziem względem zmarłego. 

Dlatego też uczyniono, jak im był rozkazał i w cichości, po pogrzebaniu zwłok, każdy poszedł w swoją stronę.

Nie godzi się umarłych obmawiać

Pewien szlachcic leżąc na łożu, a nie mogąc zasnąć, bo akurat pełnia była, począł przemyśliwać nad złym życiem pewnego swego znajomego, który niedawno był umarł. 

Wynajdował mu różne grzechy i uchybienia – słowem niczego dobrego nie chcąc w nim dostrzec, i o samo złe go oskarżał. 

Aż oto naraz, nie wiadomo skąd kiedy, ów umarły, o którym nasz szlachcic tak źle myślał, stanął przed nim, a doskonale był widoczny w blasku księżyca, który przez szeroko rozwarte okno zaglądał. 

Zjawa jakiś czas milczała, by w końcu tymi się ozwać słowami: 

– Przyjacielu, przestań o mnie źle myśleć, a jeżelim ci coś złego uczynił, albo w czym uchybił, z całego serca wybacz. Po śmierci bowiem trafiłem do czyśćca, gdzie srodze jestem męczony. Nie przysparzaj mi boleści ty jeszcze, a raczej wspomóż modlitwą. 

Ponieważ leżący w łożu szlachcic nie należał do lękliwych, zapytał zjawę, za jakież to przewiny najsroższe cierpiała męki. W odpowiedzi usłyszał: 

– Za to, żem na jednym cmentarzu w pojedynku krew przelał i za to, iżem z rannego suknię zdarł i ją sobie przywłaszczyłem. A suknia ta teraz, w czyśćcowej otchłani, bardziej mi ciąży niźli niebotyczna góra! 

Gdy szlachcic przyobiecał pod słowem honoru, że pewnego zacnego i świątobliwego pustelnika uprosi, iżby się modlił w intencji owego zmarłego, ten mu oznajmił na koniec: 

– Z wdzięcznością za obiecane poratowanie wyjawię ci, co jest dla ciebie ważniejsze od wszelkich innych rzeczy na świecie. Otóż, po upływie dwu lat, licząc od chwili obecnej, umrzesz. Masz czas, szykuj się na śmierć. Pokutuj, abyś uniknął losu, jaki mnie przypadł w udziale. 

Dopowiedziawszy słów tych, widziadło znikło. 

Przepowiednia owa zaś spełniła się co do joty, a szlachcic wziąwszy do serca słowa zjawy, dotychczasowe życie odmienił i zgromadziwszy wiele zasług, skoro owe dwa lata minęły, pobożnie zasnął w Panu.

Jako dusze zmarłych wspomogły księcia Euzebiusza

Dwoje książąt ustawicznie walki między sobą wiodło. Jeden pochodził z Sardynii, a Euzebiusz mu było na imię, drugi zaś z Sycylii Ostergisem zwany. 

Euzebiusz wielkie miał staranie około dusz czyśćcowych, licznymi je wspomagając ofiarami. Ba! Mało tego! Jedno z miast swoich niejako umarłym na własność oddał. Bowiem wszelkie dochody jakie ono przynosiło, przeznaczał na Msze i jałmużny mające dusze z ognia czyśćcowego ratować. 

I stało się, iż wróg jego, książę sycylijski Ostergis, najechał owo miasto, podstępnie je zdobył i dla siebie zagarnął. 

Jak nie trudno się domyślić, książę Euzebiusz wraz z wiernym sobie rycerstwem, ani myślał pozostawić zdobyczy w rękach najeźdźcy. Bał się jednak, że sromotną klęskę poniesie, ponieważ siły nieprzyjacielskie o wiele liczniejsze były od jego własnych. 

Gdy tak się tym trapił, stojąc na szczycie baszty zamkowej, oto dostrzegł, iż w kierunku jego siedziby zbliża się nieprzebrana liczba zbrojnych. Armia tak ogromna, że aż po horyzont się ciągnąca. A każdy z owych zbrojnych przy–odziany był w białą zbroję, płaszcz biały, dzierżył w dłoni biały proporczyk i siedział na białym koniu, białym czaprakiem okrytym. 

Czym prędzej Euzebiusz posłał swych ludzi ku owemu wojsku, aby zasięgnęli języka kim są i po co tu zmierzają. 

Skoro posłowie wrócili, przekazali księciu najmilszą z wieści, jakich mógł oczekiwać: 

– Oto, panie nasz, Bóg ci na pomoc przysyła swoje zastępy, aby odbiły z rąk nieprzyjacielskich miasto, któreś na pożytek dusz w czyśćcu cierpiących ofiarował. 

I tak się stało. 

Najeźdźca przestraszony niezliczoną liczbą zbrojnych, którzy ostro zażądali, by czym prędzej zagrabione miasto i ziemię opuścił, posłusznie wycofał się do swego kraju. 

Tymczasem Euzebiusz wiedziony ciekawością ośmielił się zapytać zbrojnych, kim by oni byli, czyby nie aniołami samymi. 

Lecz oni zaprzeczyli: 

– Jesteśmy duszami zmarłych, które dzięki twoim dobrodziejstwom i jałmużnom, dostąpili chwały wiekuistej. 

Potem zaś owi zmarli pożegnawszy się z księciem taż drogą którą przyszli, odeszli.


Andrzej J. Sarwa

ciąg dalszy nastąpi...


Kto by chciał nabyć tę książkę to jest dostępna tutaj:


piątek, 13 grudnia 2019

Opowieści czyśćcowe cz. 8 - m.in.: O pewnym żołnierzu, któremu dusze czyśćcowe życie uratowały


Dusze zmarłych z radością przyjmują do swego grona tych, którzy ich za życia wspomagali

W Brytanii, pewien wieśniak, mimo iż ustawicznie pracą zajęty, pobożnym będąc, nigdy nie zaniedbywał przykazań Bożych i kościelnych. 

Miał on też taki oto zwyczaj chwalebny, że ilekroć kościół mijał, bądź przez cmentarz przechodził, tylekroć modlił się za umarłych tam spoczywających. 

Ponieważ życie każdego z nas jak ma początek, tak i kres mieć musi, więc nadeszła też ostatnia godzina dla owego wieśniaka. 

Prosił tedy, by mu sprowadzono plebana z Najświętszym Sakramentem, iżby ów zaopatrzył go na drogę ku wieczności. Ponieważ jednak była to noc, a pleban leniwy, polecił by konającemu udzielił Komunii Świętej diakon, który mu pomagał w pracy parafialnej. 

Diakon tedy wziąwszy Ciało Pańskie, udał się do umierającego i nakarmił go owym. Po czym zaraz wieśniak ów ducha wyzionął. 

Diakonowi nie pozostało nic innego, jak wrócić się na plebanię. Ale oto, przechodząc obok kościoła, ujrzał iż drzwi jego są rozwarte na oścież, a z przykościelnego cmentarza dobiegł go głos wołający gromko: 

– Powstańcie wierni! Wszyscy! I to jak najrychlej! I wyjdźcie z grobów waszych, ile was na tym cmentarzu spoczywa! Pójdźmy wszyscy do kościoła i polećmy miłosierdziu Bożemu duszę tego zmarłego, który właśnie skonał, a za żywota nigdy o nas nie zapominał, gdyż ilekroć przez cmentarz przechodził, zawsze za nami do Pana Boga wzdychał. 

Potem dał się słyszeć grzmot wielki, umarli poczęli wychodzić ze swych mogił, a potem weszli do świątyni, która rzęsiście oświetlona była setkami świec, które nie wiadomo kto, ani kiedy zapalił. 

Tu odprawili solenne modły za duszę owego zmarłego chłopka, a potem każdy na miejsce swego wiecznego spoczynku powrócił. 

Diakon, chcąc nie chcąc, był świadkiem tego wszystkiego, bowiem tak wielki strach go sparaliżował, iż nie mógł poruszyć się z miejsca. 

Widzenie owo takie zaś na nim uczyniło wrażenie, że porzuciwszy stan kapłana świeckiego, czym prędzej wstąpił do zakonu o nader surowej regule, gdzie aż do śmierci szczególniej modlił się za zmarłych.


Anioł wyprowadza dusze z czyśćca, Ilustracja z brewiarza Katarzyny z Cleves (1417-1479),
domena publiczna, Wikimedia Commons.

O pewnym żołnierzu, któremu dusze czyśćcowe życie uratowały

Pewien pobożny żołnierz miał zwyczaj, że ilekroć przechodził obok cmentarza, odmawiał modlitwy za spokój dusz zmarłych. 

Razu jednego stało się tak, że spostrzegłszy go oddział nieprzyjaciół, zapragnął go zamordować. Wojskowy widząc się w niebezpieczeństwie śmierci, jął uciekać, a że droga wiodła przez cmentarz, znalazłszy się pośród mogił, pomyślał: 

– Co mi czynić wypada? Żywot ratować, czy zwyczaju dochować i zwykłą za umarłych odmówić modlitwę? 

Niezbyt długo bił się z myślami, bo czasu po temu nie stało. 

Wybrał modlitwę za dusze. Skoro tedy przeżegnawszy się nabożnie jął „wieczne odpoczywanie” odmawiać, nieprzyjaciele jego wpadli na cmentarz, aby go rozsiekać. 

I oto naraz prześladowcy zatrzymali się w miejscu niczym skamieniali. Ujrzeli bowiem owego żołnierza otoczonego niezliczoną rzeszą zbrojnych, którzy najwyraźniej pragnęli go bronić. 

Prześladowcy widząc taką przewagę, czym prędzej uciekli. 

Jeśli Czytelnik jeszcze się tego nie domyślił, wyjaśnię, że owe rzesze zbrojnych otaczających naszego żołnierza, to były dusze, które za szczególnym zezwoleniem Bożym swemu dobroczyńcy pośpieszyły na ratunek, chroniąc go od niechybnej śmierci.

Dusze zmarłych modlącemu się kapłanowi „Amen” odpowiedziały

W czasach kiedy klasztor kluniacki był w pełnym rozkwicie, jeden mnich, kapłan, urząd swój godnie sprawujący, między innymi cnotami, którymi był ozdobiony, miał i tę, iż przechodząc przez cmentarz, modlił się za spoczywających w grobach, nigdy nie zapominając o tym, iż Panu Bogu podoba się, gdy o umarłych pamiętamy i wspomagamy ich ofiarując im nasze zasługi. 

Pewnego dnia, gdy znów wypadło mu ścieżkę cmentarną przemierzyć, modląc się po cichu, na głos dodał: Requiescant in pace – Niech spoczywają w pokoju. 

Wówczas, ku swemu wielkiemu zdumieniu, posłyszał głosy wielkiej rzeszy ludzi, którzy mu odpowiedzieli: 

„– Amen! Amen!” 

Zrozumiał mnich, iż były to głosy – pełne wdzięczności – tych, za których się modlił, utwierdzające go w przekonaniu, że to co czyni, wielką ma wartość dla nich. 

Od owej pory jeszcze gorliwiej modlił się za umarłych, pomagając im i przynosząc ulgę cierpiącym, a sobie skarbiąc wdzięczność tych, którym owych cierpień ujmował. 

Jednocześnie także zdobywając zasługi w oczach Bożych, bo jak mówi Pismo Święte: „święta to i zbawienna myśl modlić się za umarłych”. 

Nie należy też wątpić, że kiedy ów zakonnik kończył bieg swego żywota, osiągnął kres wędrówki przez doczesność, po drugiej stronie żywota czekały nań zastępy świętych, którym pomógł wydźwignąć się z ciemnej otchłani. 

Wdzięczność dusz czyśćcowych dla swych dobroczyńców jest wielka i nigdy nie zapominają oni o tych, którzy wspomagali ich swymi modlitwami.

Jako św. Odylon wielu wiernych z rąk czartowskich uwolnił

Pewien zakonnik wracający statkiem z miasta świętego Jeruzalem, gdy korab wiatry zagnały do brzegów samotnej skalistej wysepki, spotkał tam świątobliwego męża, który zadał mu pytanie, czy nie zna niejakiego Odylona, opata kluniackiego. 

Skoro zagadnięty znajomość tę potwierdził, z ust pustelnika usłyszał co następuje: 

– Jest w pobliżu mego zamieszkania miejsce, kędy dusze czyśćcowe srodze są przez czartów dręczone. Lecz wiele dusz z diabelskich łap, dzięki modłom kluniackich mnichów i ich opata, zostaje wyrwanych i do chwały niebieskiej wprowadzonych, co niezmiernie złości złe moce. Skoro tedy dotrzesz w swoje strony, wydostawszy się z tej wysepki, postaraj się co rychlej uwiadomić o wszystkim Odylona, prosząc go, by jeszcze pilniej modlił się i jałmużnę dawał (wraz z braćmi swymi zakonnymi) w intencji umarłych, a wielu ich dzięki temu wspomoże. 

Kiedy pielgrzym wrócił do kraju i stanął w Kluniaku, opowiedział o wszystkim Odylonowi. Tenże zaś we wszystkich swoich klasztorach postanowił, by dzień 2 listopada obchodzono jako „dzień zaduszny”, modląc się wówczas w sposób szczególny za umarłych. A obyczaj ten przetrwał aż po czasy nam współczesne.

O tym, jako łzy wylewane po umarłych szkody im przysparzają

Pewna kobieta miała syna. I bardzo mądrego, i bardzo pięknego, i odznaczającego się wielką zacnością. Kochała go też ogromnie, widząc w nim podporę swojej starości. 

Przecież nie zawsze tak bywa, jak sobie zamarzymy. Stało się tedy dnia pewnego, iż ów syn umarł. 

Boleść kobiety po stracie jedynaka przekraczała wszelkie granice i, nieukojona w żalu po nim, płakała przez wiele dni i tygodni całych. 

Aliści razu pewnego – nie wiadomo czy doświadczyła tego na jawie, czy też w półśnie będąc, ujrzała przed sobą szeroką wygodną drogę, ciągnącą się śród pól, łąk i zagajników. Na jej obrzeżach w kępach całych rosły cudne kwiaty i soczysta trawa. 

Środkiem owej drogi szło dwu młodzieńców niebiańskiej urody w świetlanych szatach, zaś z tyłu za nimi, o wiele, wiele kroków dalej, wlókł się powoli, noga za nogą, jej syn. 

– Synu! – zakrzyknęła na jego widok. – I czemuż nie dołączysz do owych młodzieńców, którzy cię tak znacznie wyprzedzają? Wszak – jak mniemam – udają się oni do raju niebieskiego?! 

– Tak, matko, lecz żebym nie wiem jak chciał, nie przyśpieszę. Spójrz, oto moja suknia, cała przesiąknięta twymi łzami, któreś po mojej śmierci wylała po próżnicy, tamuje mi ruchy i stanowi wielki ciężar. Och! Matko, gdybyś – zamiast rozpaczać i łzy wylewać – modliła się za mnie, nie tylko bym owych młodzieńców doścignął, ale i prześcignął nawet! 

To wyrzekłszy rozpłynął się w powietrzu, a widzenie znikło. 

Gdy kobieta ocknęła się, przemyślawszy całą sprawę i wyciągnąwszy z niej stosowną naukę, już więcej po swym jedynaku nie płakała.


Andrzej J. Sarwa

ciąg dalszy nastąpi...


Kto by chciał nabyć tę książkę to jest dostępna tutaj:



wtorek, 10 grudnia 2019

Opowieści czyśćcowe cz. 7 - m.in.: O dziwnym ukazaniu się umarłego

Prawdziwa historia o dziwnym ukazaniu się umarłego

Historia jest istotnie prawdziwa, nie we śnie, lecz na jawie widziana i poświadczona przez wiarygodnych świadków. 

Oto przedziwny cud stał się w mieście Sylwaduku, w domu pani Dieldeńskej, w dniu 23 listopada Roku Pańskiego 1382. 

Tegoż to dnia brat rzeczonej pani pokazał się w szatach, w tych samych, w jakich złożono go do grobu. To jest w czarnym płaszczu, a ubiorze spodnim uszytym z aksamitu, bez czapki. 

A gdy uchylił poły płaszcza, buchnął straszny płomień, co świadkowie owego dziwowiska spostrzegłszy, pouciekali. 

Córki zaś zmarłego i jego siostra (czyli ciotka dziewcząt), które na ten czas tam były obecne, zrozumiały, że to ich rodzony ojciec i brat przyszedł z tamtego świata na ziemię, za zezwoleniem Boskim się im ukazał. Przełamując lęk jaki je ogarnął, z wielką usilnością pytały go, czegóż by to sobie od nich życzył i czy ludzką pomocą może być zratowany. Czy miejsce, w którym przebywa to czyściec, czyli też piekło ogniste? 

Kiedy one deliberowały nad tym, jakiż to też los mógł go po śmierci spotkać, on z niejakim wyrzutem w głosie w te odezwał się słowa: 

– I czemuż mnie nie ratujecie? Czemuż się mnie boicie? Nic złego z mojej strony was spotkać nie może! Dziewczęta i ich ciotka odparły na to: 

– Ze zbytniego strachu boimy się szczegółowiej wypytać cię, czego od nas oczekujesz. 

Na te słowa zjawa znikła, a widać było, iż ogarnął ją smutek.

Lecz nie było to jej ostatnie ukazania się żyjącym. Tego samego dnia bowiem umarły, około drugiej po południu, pokazał się po raz drugi. Przez długi czas nie wyrzekł ani jednego słowa, a tylko ciężko i boleśnie wzdychał. 

Wreszcie jednak rzekł do swojej siostry: 

– Czemu mnie nie ratujesz? Ona zaś mu na to odparła: 

– Gotowam cię ratować wszelkimi sposobami, jakie Kościół w takich przypadkach zaleca, przecież powiedz, które dla ciebie mogą być najkorzystniejsze i najskuteczniejsze. 

– Właśnie na tak postawione pytanie czekałem, i dał jej szczegółowe zlecenie, co czynić, aby mógł osiągnąć szczęście wiekuiste: 

– Naprzód tedy – rzekł zmarły – zamów i dopilnuj, by zostały za mnie odprawione trzy msze. Potem idź do miasta Orchotu i tam w kościele, u ołtarza Krzyża Świętego, złóż pewną ofiarę pieniężną, którą–em był, będąc chorym, na intencję wyzdrowienia obiecał, ale wróciwszy do sił, pieniędzy poskąpił, co jest mi wielką męką i ciężarem w czyśćcu. Wreszcie też poprosił, aby tak jego córki, jak i brat modlili się za niego. 

Umarły powiedział też, że dopóki siostra jego nie dopełni wszystkiego, o co ją prosił, nie opuści jej ani na moment, towarzysząc jej we dnie i w nocy. I tak się stało. 

Powędrował z nią do kościoła, gdzie dopilnował, iżby złożyła pieniężną ofiarę, o której wcześniej wspomniał, nabożnie wysłuchał trzech mszy wrócił ze swą towarzyszką do miejsca ich zamieszkania. Próbował z nią rozmawiać, lecz ona już nie chciała ani słuchać jego słów, ani na nie odpowiadać. 

Wszystko to trwało od poniedziałku rana, aż do sobotniego świtania. 

W sobotę, ledwo się zaróżowił nieboskłon, umarły obudził swoją siostrę i rozkazał, iżby się ubrała i szła do kościoła św. Jana, by – na jego intencję – adorować Najświętszy Sakrament. 

Mówił też: 

– Pokwap się, bo już czas mój krótki. A gdy ona, jak to kobieta, nazbyt marudziła przy ubieraniu się, pośpieszał ją: 

– Śpiesz się! Śpiesz się! Bo już niedługo tu będę. Wyszedłszy na podwórze dał swojej siostrze ostatnie zlecenie, aby w jego imieniu ubłagała brata i bratanice, iżby zawsze trwali w wierze katolickiej i nigdy nie zaniedbywali modlitwy za umarłych którym to owe modlitwy wielce są pomocne, i wielką ulgę w mękach przynoszą. 

Dodał też, że jego męki czyśćcowe trwały przez pięć lat, ale dzięki modłom wiernych przyjaciół i rodziny, dzięki politowaniu Boskiemu, zostały mu znacznie skrócone. 

Przemowę swoją zakończył słowami: 

– Oto na wieki już jestem zbawiony! – a wyrzekłszy owo, zniknął.

Jak św. Krystyna pokutowała by ulżyć doli dusz czyśćcowych

Ze świętą Krystyną rzecz tak się miała. Skoro umarła, aniołowie powiedli ją do raju, a tam Pan pozwolił jej zobaczyć straszliwą ciemnicę, dusz ludzkich pełną, które przerażające męki – wypłacając się sprawiedliwości Boskiej – cierpiały, I oznajmiono jej, że jest to czyściec. 

Później natomiast zaprowadzono ją ponownie przed oblicze Pana Jezusa Chrystusa, który ją zapytał, czy teraz – przeszedłszy do wieczności w stanie łaski uświęcającej – zechce już na zawsze zostać w niebie, czy też – litując się nad nieborakami tak wielkie męki cierpiącymi, zechce – ale zupełnie dobrowolnie, bez żadnego przymusu! – powrócić do życia i tam podejmując jak najsroższe pokuty umniejszać męki i czas pokuty dusz czyśćcowych. 

Święta Krystyna zdjęta litością nad onymi mizeraczkami, rzekła Panu, że wybiera powrót na ziemię, I stało się zadość jej życzeniu. 

Skoro tylko ocknęła się ze snu śmiertelnego, poczęła w piece gorejące się rzucać, do ognia się kłaść, w kotłach pełnych wrzącej wody zanurzać. W zimie natomiast, całymi godzinami pod lodem przebywać, głowę tylko wystawiając nad jego powierzchnię, aby móc oddychać. 

Ba! Mało tego! W grobach, pomiędzy ciałami cuchnącymi, w stanie rozkładu, się kładła, a czasem nawet jeszcze sroższe umartwienia czyniła. 

I rzecz szczególna. Mimo, że w tenże sposób się dręczyła, ogromne męki i boleści cierpiała, że niejednokrotnie z bólu aż wyła, ciało jej zawsze nienaruszone zostawało, bez najmniejszych nawet śladów ran, oparzeń, czy odmrożeń. Czego byli liczni świadkowie, którym nie mamy prawa nie dowierzać, tym bardziej, że Pan Bóg niejednokrotnie – i to za naszych czasów, większe jeszcze cuda czyni, niźli te, które czynił za pośrednictwem św. Krystyny, tej wielkiej przyjaciółki i miłośniczki dusz czyśćcowych.

O ciężkiej męce mnicha pewnego, który nie będąc tego godnym zapragnął zostać diakonem

Mnich pewien z zakonu cystersów, słynący z dobrego i świątobliwego życia, skoro czas nadszedł po temu, opuścił ten padół. 

W niedługi czas po jego zgonie, zakonnik pełniący obowiązki zakrystiana, przed udaniem się na nocny spoczynek, siedział w swojej celi, gotując się do snu. 

I oto naraz, przed oczyma jego ukazała się postać niedawno zmarłego i w te odezwała się słowa: 

– Ojcze zakrystianie, jestem tym bratem, który niedawno zmarł. A oto powód, dla którego cię odwiedzam. Wiedz o tym, iż jeszcze będąc w ciele, z żądzy wywyższenia się pragnąłem dostąpić łaski święceń diakonatu, co mi za przewinę poczytano i z tejże przyczyny teraz męki cierpię, odpokutowując owo. 

Przerwał na chwilę, a potem podjął na nowo: 

– Lecz dobrotliwy Pan pozwolił, ażebym ci się pokazał i o wspomożenie prosił, o co cię błagam przez miłosierdzie Boskie. Idź tedy czym prędzej do ojca przeora i opowiedziawszy mu coś widział i słyszał, proś by całe zgromadzenie modliło się w mojej intencji, a na dowód, iż nie padłeś ofiarą ułudy, wskaż mu miejsce, w którym znajduje się Psałterz, którego on od wielu już dni bezskutecznie szuka. 

Po wypowiedzeniu owych słów widziadło znikło.


Rycerz Owein (po lewej) słucha opowieści przeora klasztoru o udrękach czyśćca (1506),
domena publiczna, Wikimedia Commons.

Ponieważ jednak zakrystian był człowiekiem rozsądnym i w byle przewidzenia nie wierzył, zdmuchnął świecę, ułożył się na pryczy i rychło zasnął głębokim snem. 

Nazajutrz także niczego, z tego czego był świadkiem, nie opowiedział ojcu przeorowi, ani tym bardziej braciom zakonnym. 

Tymczasem nadeszła następna noc. Zakrystian, tak jak i poprzednio szykuje się do snu i... co to? 

Znów widzi marę, posturą zmarłego brata przypominającą, która czyniąc mu wyrzuty, zobowiązała go, by następnego dnia, już nie bagatelizując całej sprawy, ani jej odwlekając, opowiedział o wszystkim przeorowi. 

– Na znak, że nie jestem złudzeniem, oto weź z mojej ręki ów Psałterz, który wciąż jeszcze się nie odnalazł. 

Biorąc księgę, zakrystian próbował pochwycić dłoń zjawy, lecz nie natrafił na materię, a jego palce przeszły przez powietrze. 

Będąc teraz już w zupełności przekonanym o rzeczywistości zjawiska, skoro świt poszedł do przeora i braci, którym wszystko to co widział i słyszał opowiedział, a na dowód prawdy swych słów okazał ów dawno zaginiony Psałterz. 

Jak nie trudno się domyślić, dzięki licznym mszom, ofiarom i dobrym uczynkom, dusza owego cierpiącego brata, została z ciemnicy wybawiona, a do chwały wiekuistej zaprowadzona.


Andrzej J. Sarwa

ciąg dalszy nastąpi...


Kto by chciał nabyć tę książkę to jest dostępna tutaj:



niedziela, 8 grudnia 2019

Opowieści czyśćcowe cz. 6 - kolejne relacje o ukazywaniu się zmarłych




Czyściec według św. Franciszki Rzymianki 

„Ogień czyśćcowy różni się wielce od ognia piekielnego. Ten ostatni przedstawia się św. Franciszce jako płomień czarny; ogień w czyśćcu jest jasny i czerwony. Widzi ona – nie w czyśćcu, ale na zewnątrz – Anioła Stróża po prawej, Szatana kusiciela po lewej stronie. Anioł Stróż przedstawia Bogu modły ofiarowane przez żyjących za dusze w czyśćcu cierpiące. Co do modlitw ofiarowanych za te dusze, które sądzimy być w czyśćcu, a których tam nie ma, przeznaczenie ich według św. Franciszki jest następujące: Jeśli dusza, którą sądzimy być w czyśćcu, jest w niebie i modlitw naszych nie potrzebuje, modlitwa idzie na pożytek innych dusz w czyśćcu pozostających, a także na pożytek tego, który modły zanosi; jeżeli dusza, którą sądzimy być w czyśćcu jest w piekle, modlitwa za nią zaniesiona idzie całkowicie na pożytek osoby modlącej się i nie rozdziela się na inne dusze jak w razie poprzednim. 

Święta Franciszka widzi w czyśćcu trojakie pomieszczenie, niejednakowo straszne i bolesne. Te części dzielą się jeszcze na oddziały. Wszędzie kara jest ustosunkowana do grzechu, do jego rodzaju, przyczyn, skutków i innych okoliczności”. 

(Ernest Hello, Oblicza świętych, Warszawa 1910, s. 57)

Czyściec w opisie S. Joanny a Jesu Maria

„Prowadzono mnie też wpośród czyśćca. Są tam równie okropne męki i utrapienia jako i indziej (czyli w piekle – przyp. red.), z tą jednak różnicą, że miejsce to jest miejscem pokoju, a nie złorzeczenia; bo tu Pana Boga nie przeklinają, i owszem, chwalą i błogosławią. To zaś najcięższe jest, co cierpią, że zatrzymani są, i Pana Boga nie widzą jeszcze. Wreszcie insze wszystkie męki prawie też są, jakom pierwej w piekle wspominała. O, gdyby to niektórych ludzi napomnieć i nastraszyć mogło! którzy grzechy niektóre lekce sobie ważą. Odpowiadają, kiedy się im o tym mówi, że Bóg nie jest takim jako my skrupulantem. O jak nie dobrze wiadomi są co się na tamtym świecie dzieje! wszystkie tam ściśle roztrząsają tak dalece, iż dziwna zgoła zdałaby się rzecz widzieć, gdyby wolno było, co się tam dzieje, kiedy surowie jedno słówko wolniejsze dla żartu wyrzeczone karzą”. 

(O żywocie wielebney panny siostry Joanny a Jesu Marya, druk XVII–wieczny, s. 67)

Jako błogosławiona Siostra Joanna a Jesu Maria duszom czyśćcowym pomagała

„Błogosławiona Joanna bardzo była litościwa i miłości wielkiej ku bliźnim. Do tego oczyma widziała i sama doznała okrutnych mąk czyśćcowych [za życia w ciele, na ziemi – przyp. red.], a uważała też że w onych mękach będące dusze były przyjaciółkami Boga i w tejże łasce zostawały. Dlatego (...) politowanie miała nad zatrzymaniem ich w onym więzieniu, i nic bardziej nie miała we staraniu, jako aby onych z tego więzienia na wolność wyzwolić, torując im drogę do wiecznej chwały. Utrapienia, umartwienia, boleści i pokuty jej do tego jedynie zmierzały, aby przez takowe dobre uczynki (...) ratować dusze z mąk czyśćcowych (...) mogła. (...) [Dusze czyśćcowe] Joannę na wszystkich miejscach oblatywały jako kurz promienie słoneczne i chodziły za nią, gdzie się tylko obróciła. Odnajmowała każdą [z dusz] oblubienicy Chrystusowej, jak długo i na wiele lat do czyśćca jest naznaczona, oraz i męki które ponosiła. Obstępowały czasem ją i ogniem, silnie przypalały tak, iż wszystkie jej ciało z ciężkim bólem gorzało, i kości się paliły. Z tej tedy przyczyny i doświadczenia osobistego srogich mąk czyśćcowych, tym pilniej i silniej modliła się za dusze w czyśćcu będące. Kiedy raz Chrystus Pan oblubienicy swej niebezpieczeństwo królestwa tego hiszpańskiego dla ciężkich i różnych grzechów przed oczy przedłożył, tak usilnie turbowała się o to i starała przebłagać Majestat Boży, iż o duszach w czyśćcu będących zapomniała. Przyszedł tedy Piątek Wielki, gdy wszystkie klasztoru tego siostry odprawowały Męce Bożej, rozpamiętywając uroczyste nabożeństwo. Ksieni pierwsza dusze w czyśćcu będące siostrom swym polecała. Joanna tego nie usłyszawszy dobrze, pyta się jednej siostry co pani ksieni mówiła. Gdy zaś dowiedziała się, że dusze w czyśćcu będące zalecone są ich modlitwom, rzekła: „– Insze i pilniejsze dla nas potrzeby są: błogosławione dusze są na miejscu bezpiecznym, niech nieco poczekają. Tylko co to Joanna wymówiła, zaraz uczucie żelazną ręką ognistą, która całe ramię jej objęła i prawie spaliła, tak iż z bólu wielkiego bardzo zawołała: „– Gorę! Palę się!” Trwała ta męka przez czas niemały. Na ten czas doświadczeniem samym za sprawiedliwym dopuszczeniem Bożym poznała, iż na całym świecie większej potrzeby nie masz, nad potrzeby dusz w czyśćcu będących. 

Nad to zawsze jej Bóg objawił srogość i rozliczność mąk czyśćcowych, i one do cierpienia i modlenia się za te dusze pobudzał. (...) [Urban VIII papież] skoro zszedł z tego świata, zaraz dzień zejścia jego S. Joannie był objawiony, i ona dosyć czyniąc powinności swoje, do których się zobowiązała, usilnie o wyzwolenie duszy jego modlitwami swymi starała się z czyśćca go wydobyć. Pokazał się jej sam papież, ale zewsząd tak wielkimi ogarniony mękami, iż stanu jego duszy poznać nie mogła. Nie przestawała za niego gorąco i płaczliwie modlić się, bijąc się dyscyplinami i biczami różnymi, a nadto wiele innych umartwień sobie zadając, jednak zawsze w tymże nędznym stanie zostającego go widziała, ani zdało się być co pociechy onej i czasem kiedy w pokazaniu się powtórnym pytała o stan jego, odpowiedział jej, że nie ma pozwolenia od Boga oznajmić jej o stanie swym. Odpowiedź ta ciężkością napełniła serce Joanny (...) silniej tedy modlitwą swą nastąpiła i uprzykrzyła się Majestatowi Boskiemu, ale Bóg jakby zdał się nie słyszeć jej próśb. Ale ona tym bardziej prosiła. Nie mógł dłużej ignorować próśb oblubienicy Chrystus Pan, więc ją w końcu poinformował, że męka papieża skrócona być nie może i dopełnić się musi”. 

(O żywocie wielebney panny..., s. 74–79)

* * *

Siostra Joanna a Jesu Maria Rodriguez była Hiszpanką i żyła w latach 1564–1650. Doświadczała wielu przeżyć mistycznych.

Stefan Lochner (circa 1400/1410–1451), Czyściec,
domena publiczna, źródło: Wikimedia Commons

Czyściec w objawieniach św. Brygidy Szwedzkiej

Święta Brygida Szwedzka była córką Birgera, – księcia z królewskiego rodu szwedzkiego – i Sugridy, pochodzącej także z królewskiego domu Gotów. Brygida urodziła się około roku 1303 w Szwecji, a zmarła w Rzymie w 1373 roku. 

Chociaż żyła w małżeństwie, jej życie odznaczało się niezwykłą surowością. Wiele się modliła i umartwiała ciało na najróżniejsze sposoby. Szczególną łaską jaką wyświadczył jej Pan Jezus, były objawienia, które zebrane zostały w wielką i grubą księgę. Objawienia te zostały uznane przez Kościół. Brygida po śmierci męża założyła zakon od imienia fundatorki zwany brygidkami. Jej objawienia – chociaż bardzo trudne i hermetyczne, (mimo iż niektóre z nich dawno się już zdezaktualizowały), godne są lektury, niosą bowiem ze sobą wiele pożytku duchowego. 

Przykłady odnoszące się do czyśćca, miejsca i stanu dusz tam cierpiących, zaczerpnięto właśnie z księgi objawień tej wielkiej szwedzkiej świętej. Niektóre z nich nie robią większego wrażenia, niektóre zaś są wręcz drastyczne, ba! tracące horrorem! 

„Trzecie miejsce [pośmiertnego bytowania, mówi Matka Boska, czego świadkiem jest św. Brygida – przy. red.] jest czyściec, a ci, co w nim są potrzebują trojakiego miłosierdzia, bo trojako trapieni zostają. Trapią się w słuchaniu, bo nic lepszego nie słyszą tylko męki, karania i nędze; trapią się widzeniem, bo nic nie widzą, tylko swą nędzę; trapią się dotknieniem, bo czują gorącość ognia nieznośnego, i ciężkiego karania. Dajże im mój SYNU i Panie miłosierdzie Twoje, dla próśb moich. Odpowiedział SYN. Chętnie dla ciebie dam trojakie miłosierdzie im: naprzód słuchowi ich ulżę; widzenie uspokoi się, i karanie umniejszy się i skromniejsze będzie. Na ostatek, którzykolwiek od tej godziny są w największych mękach czyśćcowych, będą przeniesieni do średnich, albo miernych; a ci zaś którzy są w miernym karaniu, otrzymają wolniusieńkie karanie, a którzy zaś są w wolniusieńkim karaniu, przeniosą się do odpoczynku wiecznego. Odpowiedziała MATKA BOŻA: Niech ci będzie cześć i chwała wieczna Panie mój (...)” 

(Skarby Niebieskich Taiemnic to iest Księgi Obiawienia niebieskiego Świętej Matki Brygidy z Rodzaju królewskiego. Xiężnej neryckiey ze Szwecyey. Fundatorki S. Salvatora. Z łacińskiego na polskie przełożone przez Zakonnika Braci Mniejszych Ojców Bernardynów, Lwów 1698, s. 75)

Widzenie czyśćca w objawieniach św. Brygidy

„Nad ciemnościami zaś tymi [to znaczy ponad miejscem wiecznych mąk, piekieł – przyp. red.] jest największe karanie czyśćcowe, które dusze mogą znosić, a dalej od tego miejsca insze, gdzie jest mniejsze karanie, które nie jest insze jedno defekt sił w męstwie, w piękności, i podobnych rzeczach, jako przez podobieństwo powiadam: nie inaczej, jedno kiedyby kto był chory, a gdy ustała choroba, albo męka nie miałby siły, żeby po leku przyjść do siebie. Trzecie zaś miejsce wyższe jest, gdzie żadnej męki nie masz, jedno pragnienie przyjść do BOGA (...) Na pierwszym miejscu, nad ciemnościami jest wielkie karanie czyśćcowe, gdzieś widziała one duszę oczyszczającą się. Tam jest dotykanie czartów, tam przez podobieństwo pokazują się jadowici robacy, i podobieństwo zwierząt srogich. Tam jest gorąco i zimno, tam ciemności i zamieszanie, które pochodzą z karania, które jest w [położonym niżej – przyp. red.] piekle. Tam niektóre dusze mają mniejsze męki, a niektóre większe, wedle tego jako kto poprawił się z grzechów swoich na ten czas, którego dusza wraz z ciałem mieszkała”. 

(Skarby Niebieskich Tajemnic..., s. 227–228)

O straszliwych mękach pewnej duszy, które widziała św. Brygida 

Pewna dusza wiele zła popełniła w życiu doczesnym, stanąwszy przed obliczem Najwyższego, z Jego dekretu oto męki musiała wycierpieć, aby do wiekuistej światłości być dopuszczoną: 

„...widziałam, że jakoby wiązka niejaka była przywiązana do głowy na kształt korony, którą tak bardzo ściskała, że tył głowy pospołu z obliczem złączył się; oczy zaś wypadły z miejsc swoich, i wisiały na żyłkach, aż na jagodach (policzkach – przyp. A.S.); włosy też jakoby od ognia zgorzały i uschły, mózg się też rwał płynąc przez nozdrza, i przez uszy, język był wywieszony, i zęby powypadały; kości w ramionach były pogruchotane, i jakby powrozy skręcone; ręce złupione do szyi przywiązane, piersi zaś i żywot (brzuch – przyp. A.S.) tak mocno się z grzbietem łączyły, że żebra połamawszy się, serce ze wszystkimi wnętrznościami wywrócone rozpękło się; lędźwie zaś wisiały po bokach i kości pogruchotane wypadały, i ciągnęły się jako cienkie nici. (...) I Sędzia na ten czas rzekł: dla Męki mojej, będzie jej otworzone niebo, pierwej z grzechów oczyściwszy się, tak długo będzie powinna cierpieć, chyba że będzie miał wspomożenie z dobrych uczynków żyjących ludzi na świecie”.
(Skarby Niebieskich Tajemnic..., s. 227)

Andrzej J. Sarwa

ciąg dalszy nastąpi...


Kto by chciał nabyć tę książkę to jest dostępna tutaj: