Płaczący nagrobek
Przemijał wiek XIX. Życie sandomierskich przedmieść toczyło się leniwym nurtem. Nikt nie przypuszczał, że ledwie dwadzieścia lat minie, a świat stanie w ogniu światowej wojny, bolszewickiej rewolucji, że runie pradawny porządek rzeczy, że w mrok i niepamięć odejdą wszelkie zasady, które obowiązywały dziadów i naddziadów... Że NOWE wtargnie w życie prostaczków tak nagle, iż nie zdążą nawet się temu zdziwić...
Tymczasem jednak, na jednym z sandomierskich przedmieść żyła spokojnie i pracowicie rodzina Rybitwów. Dobrzy to byli ludzie i on, i ona. Tak dobrzy, zacni, uczciwi, uśmiechnięci, ludzcy, chętni wspomóc każdego, o ile to tylko było w ich mocy, że choć bogacze – nie mieli wrogów!
Poza tym mogli też dziękować Panu Bogu za łaski, których im nie skąpił, choć specjalnie o nic nie prosili, uważając, że inni są bardziej potrzebujący.
Tak więc Rybitwy żyli w spokoju i dostatku, otoczeni tak Boskim, jak i ludzkim błogosławieństwem. Ponieważ jednak na tym świecie nie ma nic wiecznego, zatem ich życie dobiegło kresu i zmierzchać się poczęło obydwojgu...
Najpierw zagasło jedno z małżonków, a jakiś czas po nim drugie. Krewni, znajomi, sąsiedzi i obcy – każdy łezkę uronił wspominając tych ludzi prawych. Dzieci wzniosły na sandomierskim katedralnym cmentarzu niezbyt okazały, ale zgrabny nagrobek, z którego spoglądał Pan Jezus Ukrzyżowany, jakby nie smutny wcale, boć przecie znaczył mogiłę Rybitwów!
Jeden z nagrobków Cmentarza Katedralnego w Sandomierzu...
Gdy kto znajomy zaszedł kiedy na cmentarz, a obok tego grobu przeszedł, westchnął do Boga za dusze małżonków, a w Dzień Zaduszny niejeden specjalnie tam poszedł, by zdrowaśkę odmówić, kwiatka rzucić, czy łojówkę zapalić.
I tak mijały lata.
Aż oto któregoś słonecznego dnia wieść gruchnęła po mieście, że na grobie Rybitwów Pan Jezus z kamiennego nagrobka krwawymi łzami zapłakał.
Szły pielgrzymki całe na cmentarz katedralny, by zobaczyć to dziwo. I widzieli ludziska: z ócz kamiennych krwawe sączyły się ślozy... Strużki krwawe spływały Ukrzyżowanemu po policzkach.
– Dlaczego płacze Jezusik kochany? I czemu akurat ten z Rybitwów grobu?
Różne domysły snuto, a groza jakaś ogarnęła miasto. Aż w końcu ci mądrzejsi wymyślili: skoro Chrystus Pan zapłakał na grobie dobrych, szlachetnych Rybitwów, znak to bez ochyby, że coś bardzo złego ma spaść na świat. I nie omylili się. Nadszedł wiek dwudziesty, światowa wojna, bolszewicka rewolucja i początek ery, która precz odrzuciła wszystko, co było święte dla pokoleń, co odeszły i w proch się rozpadły...
(Opisany nagrobek stoi nadal na cmentarzu katedralnym, a ponieważ żyje rodzina, zmieniłem nazwisko i niektóre realia, aby utrudnić jej rozpoznanie).
© Andrzej Juliusz Sarwa 2018
Książkę w wersji papierowej można kupić tutaj:
Książkę w wersji elektronicznej (epub, mobi) można kupić tutaj: