wtorek, 14 maja 2019

Tuman krwawej mgły: Ezidkhan (jeden z rozdziałów powstającej powieści)


Andrzej Juliusz Sarwa

Tuman krwawej mgły

Ezidkhan 


Nad doliną Lalish w Krainie Ezidkhan 1 zachodziło słońce. Ziemia wydychała ciepło i jakąś niedookreśloną miłą woń, sycącą niczym świeżo upieczony chleb. Na stoku mocno kamienistego wzgórza dosyć rzadko porośniętego niewysokimi drzewami i niziutkimi krzewami siedziało dwóch mężczyzn. 

Jeden z nich, dość wiekowy tubylec, o twarzy ogorzałej, ozdobionej brodą siwą, długą, niezbyt jednak gęstą, przyodziany był w białą suknię przepasaną czarnym jedwabnym pasem szerokim prawie na dwie dłonie dorosłego mężczyzny. Spod pokaźnego wycięcia owej sukni wyglądała takiej samej barwy koszula bez kołnierzyka zapinana na guziki po wierzchu obciągnięte białymi lśniącymi nićmi. Na wierzch zaś miał nałożony luźny biały żakiet z szerokimi rękawami bez klap, kieszeni i guzików, sięgający mniej więcej do pół uda. Głowę wreszcie wieńczyło mu białe nakrycie będące czymś pośrednim między turbanem a toczkiem, a przynajmniej tak to wyglądało z daleka.

Grobowiec Szejka Adiego w Dolinie Lalish,
źródło: Wikimedia commons

Drugi z mężczyzn, z wyglądu sądząc nietutejszy, na oko licząc mający nie więcej niż lat czterdzieści, góra czterdzieści pięć, odziany był w jakiś dziwaczny kostium będący połączeniem stroju perskiego i polskiego szlachcica. Zamiast kontusza przyodziany był w długi prawie do kostek sięgający kaftan jedwabny barwy pąsowej zahaftowany w roślinne wzory nicią złotą, spod niego jednakowoż wyglądał klasyczny polski żupan uszyty ze złotogłowu, zapinany na niewielkie guziki wyrobione ze srebra i drogich kamuszków. Szeroki, tkany srebrną nicią pas, kilkakrotnie otaczał mu kibić. Założony był on jednak nie na kaftan, który nie będąc zapięty luźno zwisał, lecz wprost na żupan. Spod żupana zaś wyłaniały się obszerne bufiaste spodnie barwy ciemnoniebieskiej, wpuszczone w żółte baczmagi 2 od góry luźno opadające na cholewy. Przy pasie na rzemiennych rapciach zwieszała się polska znakomitej roboty szabla husarka, a nie wschodni kindżał, szabla turecka, ordynka, czy też czeczuga 3. Na głowie wreszcie miał kołpak po wierzchu obszyty sobolowym futrem, z drogocenną broszą nad czołem, przytrzymującą kitę z sześciu piór pawich. 

Pierwszy z mężczyzn monotonnym głosem snuł jakąś opowieść, drugi zaś, zasłuchany, od czasu do czasu tylko spoglądał przenikliwe na swojego towarzysza. Ten zaś mówił: 

– Pytałeś efendi czy my, duchowe potomstwo szejka Adi ibn Musafira al–Umawiego  4 naprawdę znamy swoje pochodzenie?... A jakże, znamy. Nie wątp w to i posłuchaj. Powiadają, iż pierwsi ludzie, Adam i Ewa poróżnili się o to, które z nich dostarczy doskonalszego twórczego elementu, który da początek ich potomstwu. I każde z nich zebrało swoje nasienie do naczynia. Naczynia zaś owe szczelnie zamknięto i starannie zapieczętowano. A kiedy minął określony czas, naczynia otwarto. I co się okazało? Ano to, iż nasienie Ewy wydało z siebie robactwo i inne plugastwo. Z nasienia Adama atoli ukształtował się prześliczny chłopiec, dla którego, gdy już osiągnął wiek męski, Bóg zesłał cudowną żonę wybraną spośród niebiańskich dziewic, mieszkanek raju, które zowią się hurysami. 5 Z ich związku zaś zrodziliśmy się my, jazydzi... 

– A pozostali ludzie? Skąd oni wzięli się na świecie? – zapytał drugi z mężczyzn. – Jak uważasz, mędrcze? Jak nauczacie? Jak wierzycie? 

– Efendi... Muhyedîn... Birayê Pîroz... Saint Germain Kontu 6 – starzec mieszał słowa tureckie z kurdyjskimi, od czasu do czasu wplatając całe zdania w łamanej angielszczyźnie. – Z nasienia Adama i rajskiej dziewicy pochodzimy tylko my, pozostali zaś ludzie wywodzą się od potomstwa Adama i Ewy, którzy ich spłodzili w zwyczajnych, pospolitych małżeńskich aktach. 

– Ach tak... A świat? Co ze światem? Wszak nim zjawili się na nim Prarodzice – Adam i Ewa... 

– To długa opowieść, efendi... 

– Więc mi ją streść, mędrcze. 

– Jak chcesz, ale nie wszystko będę mógł pomieścić w niewielu zdaniach... 

– Mów. 

– Niech będzie. Zatem słuchaj... Xweda, to jest Bóg, nie stworzył świata w okamgnieniu. Nie na jedno słowo „niech się stanie” ukształtowało się to wszystko, co widzimy i czego nie możemy dostrzec także. Akt stworzenia ciągnął się przez tysiące tysięcy lat... A może dłużej?... Kto wie?... Wtedy to on, Afirînende 7 powołał do istnienia siedmiu aniołów, tych samych, którzy obecnie mają władzę nad światem... 

– I czemuż tak Stwórca uczynił? 

– Ponieważ Boga nie interesuje ani świat, ani to, co się na nim dzieje, dlatego w Jego imieniu władzę sprawuje owych siedmiu aniołów, których powołał do istnienia w ciągu pierwszych dni stwarzania: w niedzielę stworzył Meleka Anzazila, a jest to Melek Taus–Anioł Paw, w następne zaś dni tygodnia kolejno – Meleka Dardaela, Meleka Israfela, Meleka Mihaela, Meleka Azraela, Meleka Shemnaela, Meleka Nuraela. I postawił Meleka Tausa nad wszystkimi jako ich pana i przywódcę. 

– A czyż ów Anioł Paw to nie Iblis, nie Szatan? 

– I tak go nazywają niczego nie rozumiejąc... 

– Więc jakże? Czyż nie upadł on odmawiając buńczucznie oddania pokłonu Adamowi czego Bóg zażądał i dlatego jest już tylko samym złem i zniszczeniem, a nie dobrem i tworzeniem? Nie same to nieszczęścia na świat ściągnął? Czyż Bóg nie strącił go w czeluści piekielne? 

– Muhyedîn... Birayê Pîroz... Saint Germain Kontu – starzec podniósł wzrok na pytającego. – Nie efendi, nie jest złem i destrukcją. To nasz największy darczyńca. 

– Czemu tak twierdzisz? 

– Bowiem nie tak było, jak ci się, efendi, zadaje i jak twierdzą muzułmanie, chrześcijanie i żydzi. 

– Jakże więc? 

– Owszem, pierwszy spośród siedmiu aniołów, ich zwierzchnik i przywódca, Melek Taus to jest Anioł Paw, na początku wierny strażnik i wspomożyciel świata, zbuntowawszy się przeciw Bogu upadł, za co istotnie został strącony do piekła, ale tam żałując swego postępku płakał bezustannie przez siedem tysięcy lat! I napełnił łzami siedem przepastnych dzbanów! I ugasił tymi łzami ogień piekielny! I piekła już nie ma! I wtedy Bóg mu przebaczył. 

– Lecz przecież nie brakuje na świecie ludzi złych, a nawet bardzo złych. Jakże to więc? Nie ma żadnej kary za występki, których się dopuścili nim pomarli? 

– Jest kara, jest efendi. Chociaż może nie do końca kara... Może po trosze kara, a po trosze dobrodziejstwo... Każdy bowiem grzesznik rodzi się w nowym ciele do kolejnego żywota, w którym może się udoskonalać. 

– A jeśli i w tym nowym ciele będzie nadal grzeszył? 

– Będzie mógł się udoskonalać w następnych i następnych wcieleniach, aż się zupełnie oczyści. 

– Taak – powiedział przeciągle Saint Germain Kontu. Taaak... Zatem można to streścić w kilku punktach: Świat nie powstał w jednej chwili, lecz przez tysiące lat ewoluował, by stać się wreszcie takim, jaki znamy. Boga świat nie interesuje, to Anioł Paw, skruszony i dobry Szatan sprawuje nad nim władzę, nie ma piekła i nie ma kary za zło, bo zamiast kary mamy reinkarnację, a więc możliwość niekończącej się szansy na udoskonalenie? Czy tak? 

Wiekowy jazyda zamyślił się i czas jakiś nie dawał odpowiedzi. W końcu jednak rzekł: 

– Tak. Masz efendi rację. Można to tak streścić. 

– Więc trzeba tę naukę ponieść w świat. Bowiem doskonałą jest ona. 

– O nie! – zaprotestował starzec. – O nie! To nasza i tylko nasza wiara! Innym wara od niej! 

I wtedy dopiero zwrócił uwagę na kitę z piór pawich na kołpaku obcego. Zawahał się przez krótką chwilę i głośno przełykając ślinę schrypłym z wrażenia szeptem zapytał: 

– Kimże ty jesteś, panie? 

– Czy nie domyślasz się, mędrcze? 

– Panie... 

Jazyda ponownie zerknął na kitę z pawich piór i nic już nie powiedział. 

Ostatnie promienie słońca dogasały nad Doliną Lalish budząc świetliste refleksy w złotych zwieńczeniach stożkowatych wież wznoszących się nad świątynią i zarazem grobem szejka Adiego. 

Ziemia przestała już wydychać ciepło. Rosa jęła siadać na kamieniach i źdźbłach traw tu i ówdzie wyrastających spomiędzy nich i zioła już nie pachniały... 

– Żegnaj starcze – obcy przybysz podniósł się na nogi. – A jednak nie zgodzę się z tobą. Tę wiarę zawartą w owych pięciu punkach należy szerzyć po całym świecie... I wierz mi nie odbierze to wam, jazydom, tej szczególnej wyjątkowości... Ale można – skoro się aż tak się tego obawiasz – jeszcze bardziej ją skondensowawszy ująć w takie zdania: Świat nie powstał od razu, lecz w wyniku ewolucji. Bóg nie interesuje się światem. Dobry Szatan sprawuje nad nim władzę. Nie ma piekła i nie ma kary. Po śmierci doświadczamy reinkarnacji, aby się doskonalić. Czy tak będzie lepiej? 

– Sądzę, że lepiej, panie... – jazyda odetchnął z ulgą, że tajemnice jego wiary nie będą naruszone... 

Zamilkł na chwilę, a potem raz jeszcze przytaknął: 

– Tak... zdecydowanie lepiej... 

– I ja uważam podobnie. Po co wszystko komplikować, dodawać uzasadnienia, opowiadać historie. 

– Cóż... ty wiesz... wszak jesteś Pawiem... 

– Może niekoniecznie nim samym... 

– Jego awatarem? 8 – zapytał starzec. 

Kontu nie odpowiedział. 

Wtedy jazyda powstał, by zaraz potem padłszy na kolana zgiąć się w ukłonie i uderzyć czołem o ziemię. Kiedy się podniósł już nikogo nie ujrzał. Był sam. Nad Ezidkhan – Krainą Jazydów, czcicieli Szatana rozpostarła się noc... Jakiś nocny ptak odezwał się spośród gałęzi rosnącego nieopodal drzewa oliwnego... 

* * *

Rok 1756 dobiegał końca. Saint Germain Kontu musiał wyruszyć w nową podróż, której celem miał być Paryż – uchodzący wówczas za stolicę świata. 

Przybywszy do owego miasta wiosną 1757 roku, nie omieszkał się spotkać z niezwykle ważną personą, jaką był Charles-Louis-Auguste Fouquet, diuk de Belle-Isle 9, który najwyraźniej czekał na przybycie hrabiego i przecierał mu ścieżki i u króla i wśród najznaczniejszych arystokratycznych rodów, zapewne rozumiejąc jak ważne usługi może on oddać Francji podróżując po Europie i dalej. Ileż to istotnych informacji będzie mógł zebrać i przekazać do Wersalu! 

Jednakowoż rychło Kontu na czas jakiś musiał ponownie wyjechać, lecz tym razem już na bardzo krótko, aby potem powrócić do stolicy Francji i zamieszkać w niej przez dłuższy okres. 

________________________

1 Kraina Jazydów w Kurdystanie, na północny wschód od Mosulu; Lalish bądź Lalesh lub Laliş – w polskiej pisowni Lalisz.

2 Buty szyte ze skóry, sięgające kolan.

3 Rodzaje szabel.

4 Szejk Adi, po kurdyjsku Şêx Adî, żyjący w latach 1075–1162 był muzułmańskim sufim, ascetą i cudotwórcą. Gdy zamieszkał w górach na północ od Mosulu, w Lalişa Nûranî, czyli w Dolinie Lalish, gdzie zaczął nauczanie, zaczęli się wokół niego gromadzić miejscowi Kurdowie, którzy, choć formalnie byli muzułmanami, to w rzeczywistości wyznawali dziwaczną religijną mieszankę zaratusztrianizmu, islamu, chrześcijaństwa i wierzeń żydowskich. Na bazie owych wierzeń po śmierci Szejka Adiego, którego ubóstwiono, wykształciła się nowa religia – jazydyzm.

5 Hurysy to cudowne niebiańskie dziewczęta o skromnym wejrzeniu wielkich czarnych oczu, przeznaczone jako nagroda w Raju dla wierzących sprawiedliwych muzułmanów. Hurysy charakteryzują się m.in. tym, że posiadają pożądliwe, zmysłowe waginy, że nie oddają moczu, nie wypróżniają się ani nie miesiączkują. Ich ciało zaś jest doskonale białe i tak delikatne, że prześwituje aż do szpiku kości. Są wiecznie młode, bezwłose, z wyjątkiem brwi, rzęs i głowy, czyste i tak piękne, iż nie da się tego opisać ludzkim językiem.

6 Efendi to turecki tytuł władcy lub mistrza, dziś wyłącznie zwrot grzecznościowy; muhyedîn – to samo w języku kurdyjskim; Birayê Pîroz po kurdyjsku Święty Brat; kont, kontu po turecku – hrabia.

7 Po kurdyjsku Stworzyciel.

8 Awatara, awatar – zapożyczenie z hinduizmu: wcielenie się istoty nadprzyrodzonej w postać śmiertelnego stworzenia, aby zainterweniować w ład na Ziemi lub aby przynieść znaczący impuls dla duchowego rozwoju ludzkości.

9 Francuski dyplomata, minister wojny i marszałek Francji żyjący w latach 1684-1761.

*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*

Poprzednie części tego cyklu powieściowego – thrillera historyczno-ezoterycznego to:



Jest też już do nabycia ostatnia część, zamykająca ten cykl powieściowy:

"Syn Cienistej Strony".

Zachęcam do zakupu i lektury!