czwartek, 5 grudnia 2019

Opowieści czyśćcowe cz. 4 - objawianie się dusz - 5 relacji


OPOWIEŚCI CZYŚĆCOWE

Dbałość o duszę

Zasłużony pisarz Walenty Wielogłowski opowiada: „Piotr Gamrat, biskup krakowski, z życia i pokuty do św. Magdaleny był podobny. Za młodu, świeckim będąc, życie prowadził rozpustne, mając do swoich swawoli towarzysza i przywódcę niejakiego Kurosza czyli Kurozwańskiego. Z czasem jednak tknięty łaską Ducha Świętego dawne życie porzucił i kapłanem został. Doszedł do godności biskupa krakowskiego. Dla ubogich był miłosiernym, że na każdy dzień stu ich swoim chlebem żywił, i za nim chodziły zawsze dwa wozy naładowane kożuchami i inną odzieżą. Więc gdy kogo obdartego albo od zimna drżącego na drodze spotkał, nie tylko go przyodział, ale i obdarował. Raz w wigilię święta jakiegoś wybierał się na nieszpory do kościoła; w pokoju tedy sam siedząc, czekał, rychło mu dadzą znać, że czas już nadchodzi. Tymczasem stanęła przed nim postać znajomej mu osoby, a mianowicie owego Kurosza, dawno już zmarłego. Zrazu począł się lękać, ale przyszedłszy do siebie, pytał Kurosza skąd przychodzi. Odpowiedział: 

– Żyję i daleko szczęśliwszym życiem niż wy. 

– Gamrat na to: Czy może być, abyś ty był zbawionym, któryś życie tak sprośne prowadził, o czym i ja wiem? Wtedy Kurosz odpowiedział. 

– W młodym wieku będąc w cudzych krajach, byłem w towarzystwie takiego, który bluźnił i lżył Matkę Boską, a ja zdjęty gorliwością o Jej honor, ująłem się i dzielnie broniłem. W dalszym życiu nigdy mi ta rzecz na myśl nie przyszła, aż wtenczas, gdy dusza moja z ciałem się rozstawać miała. Gdy słusznie sądu Bożego się lękałem, stawa przede mną Najświętsza Panna z orszakiem aniołów i rzuciwszy na mnie okiem miłosierdzia rzekła: 

– Czyliż mój żołnierz, obrońca honoru mego ma zginąć? Wstawiła się tedy Najświętsza Panna za mną do Syna swego, a gdy się to stało, wzięła mnie skrucha serdeczna z obrzydzeniem dawnych nałogów. Prosiłem już nie ustami, ale sercem swoim o miłosierdzie Boskie i przyjął Bóg żal mój i gdym w nim skonał, nie potępił duszy mojej, ale ją między wybranych swoich policzył. Teraz mnie do ciebie posłał, żebym cię o bliskim życia schyłku przestrzegł. Tyle twoja litość nad ubogimi przed majestatem Bożym sprawiła, że ci miłosierdzie Boże zjednała. Wiedz, że za sześć miesięcy pewnie się z tym światem rozstaniesz. Masz więc jeszcze czas pokuty i przejednania Boga. 

To wyrzekłszy, zniknął z oczu Gamrata, a on zlawszy się łzami, szczerze o poprawie życia i pokucie myśleć począł i nikogo tego dnia do siebie nie dopuszczając, nierychło potem poufałym sobie powiedział, co się z nim stało. 

Oddał się cały pokucie i w sześć miesięcy potem (w r. 1545), jak mu przepowiedzianym było, zszedł z tego świata”. 

(Co warta dusza. Karta z życia Siostry Dominiki, Szarytki,
z czasów wojny Francusko–Pruskiej w 1870 roku, Warszawa 1930, s. 23–26).

Pamięć dusz o nas 

Ks. Jezuita Mrowiński pisze: „W gnieźnieńskim powiecie znajduje się wieś Czeszewo, która przed kilkudziesięciu laty należała do radcy sądowego śp. Szumana. Stracił on w późnym już wieku małżonkę i zamieszkał sam jeden, bo był bezdzietnym, dość obszerny dwór staropolski. 

Dwór ten był stawiany, jak prawie wszystkie dawniejsze, z drewna i miał tę nierzadką na owe czasy osobliwość, że będąc pokrytym słomą, zaciekał, ile razy deszcz padał. 

W kilku miejscach pokoju stawiano talerze na łóżkach, szafkach itd. dla chwytania przeciekającej wody. Oczywiście, że sufity i belki bardzo na tym cierpiały. – W kilka tygodni po śmierci żony, pan radca spał sobie najsmaczniej, nagle budzi się i widzi we drzwiach, prowadzących do drugiego pokoju, nieboszczkę, żonę swoją, która patrząc nań uprzejmie, kiwa palcem, żeby wstał i do niej się zbliżył. Zbudzony zapalił świecę, ale nic nie widząc, nie fatygował się, mruknął sobie: „imaginacja!” zgasił świecę i zasnął. 

Po chwili ta sama postać żony w tym samym miejscu jemu się pokazuje i tak samo jak przedtem na niego kiwa. Radca zapalił świecę, ale że widzenie znikło, a on był bardzo trzeźwym człowiekiem i w żadne strachy nie wierzył, zgasił światło i usnął. Po chwili pokazuje mu się zmarła żona po raz trzeci w tym samym miejscu i kiwa nań z wielką usilnością. 

Radcy było tego już za wiele, zapalił świecę, wdział na siebie szlafrok i wychodzi do drugiego pokoju, dokąd weszła żona; świeci, szuka, nie ma nikogo. Kiedy zmieszany trochę już się wraca do sypialnego pokoju, wtem słyszy łoskot i krach łamiących się belek, spadającego sufitu, który zdruzgotał łóżko i wszystko, co było w sypialnym pokoju. Z przestrachu upadł na ziemię, chmura kurzu zaległa salę, w której się znajdował. Wkrótce jednak przyszedł do siebie, a następnie opowiedział wszystkim to dziwne zdarzenie, o którym i ja słyszałem od jego bratanków, powszechnie szanowanych w Księstwie Poznańskim obywateli, z których jeden był prezesem Koła sejmowego polskiego w Berlinie”. 

(Co warta dusza..., s. 27–29)

Cuda miłosierdzia Bożego za przyczyną dusz czyśćcowych

Wilhelm Freyszen, sławny księgarz w Kolonii, otrzymawszy dwie znakomite łaski od Boga, w roku 1649, przez przyczynę dusz czyśćcowych napisał list do Ojca Jakuba Monfort, gorliwego szerzyciela nabożeństwa za zmarłych, przez wydanie książki pod tytułem: De misericordia de–functis exhibenda. List ten podajemy w całości. 

„Piszę do Was, mój Ojcze, aby Wam oznajmić o dwojakim cudzie, którego doznałem z miłosierdzia Bożego, to jest uzdrowienie mojej żony i mojego syna. W dni świąteczne sklep mój zwyczajnie jest zamknięty; mając tedy więcej czasu, zabrałem się do czytania książki o nabożeństwie za dusze czyśćcowe, której wydrukowanie łaskawie mi powierzyć raczyłeś. Gdym jeszcze był zajęty tym czytaniem, oznajmują mi, że moje dziecko, czteroletni chłopczyk, ciężko zachorował; po kilku dniach tak mu się pogorszyło, że doktorowie nie mieli żadnej nadziei wyleczenia go, i już czyniono przygotowania do pogrzebu. W ciężkiej boleści mojej, zwróciłem się do Boga i przyszła mi myśl, że może go uratuję, czyniąc ślub na korzyść dusz czyśćcowych. Nazajutrz rano idę do kościoła i gorąco proszę Pana Boga, aby mnie wysłuchał, obowiązując się ślubem rozdać darmo sto egzemplarzy tej książeczki zachęcającej do miłosierdzia nad Kościołem cierpiącym, a rozdać je kapłanom i zakonnikom, aby z większym pożytkiem wypełnione były praktyki, które tam są wskazane. 

Byłem pełen nadziei. Gdym wrócił do domu, znalazłem lepiej syna mojego; prosił o posiłek, chociaż od kilku dni nie mógł przełknąć ani kropli wody. Nazajutrz zdrów był zupełnie, wstał poszedł na przechadzkę, jadł, jakby nigdy nie chorował. Przejęty wdzięcznością starałem się jak najprędzej dopełnić mego przyrzeczenia. Poszedłem do księży, prosiłem, aby ze stu egzemplarzy wzięli dla siebie, ile zechcą, a resztę, żeby sami rozdali kapłanom, zakonnikom, klasztorom; aby dusze czyśćcowe, moje dobrodziejki, miały z ich modlitwy ratunek..”. 

(Tenże sam człowiek za wstawiennictwem dusz czyśćcowych wyprosił uleczenie śmiertelnie chorej żony, pomijam ów opis, jako bardzo podobny do poprzedniego). 

(A. Morawski, Cuda i Łaski Miłosierdzia Bożego, Warszawa 1892, s. 12–14)


Św. Bernard uwalnia dusze z czyśćca (1653),
domena publiczna, źródło: Wikimedia Commons

Jałmużna za umarłych nie zostanie bez nagrody

Nie wszyscy mogą dawać wielkie jałmużny, ale i przy dobrej woli i małą ofiarą możemy wspomagać dusze cierpiące – aby zapewnić błogosławieństwo Boskie. Wdowa ewangeliczna złożyła dwa pieniążki,czyli jeden grosz, do skarbonki świątynnej, a Chrystus Pan pochwalił ją, iż dała co mogła. 

Ten przykład naśladowała jedna uboga niewiasta neapolitańska, która zaledwie mogła wyżywić gromadkę drobnych dziatek. Mąż jej, ubogi wyrobnik pobożny i poczciwy, przynosił co wieczór nędzną zapłatę swej ciężkiej pracy. Jednego dnia niestety! ten biedny ojciec ujęty był i uwięziony za długi, a cały ciężar utrzymania rodziny spadł na nieszczęśliwą matkę, która nie miała innego sposobu życia, jak tylko pracę swoich rąk i ufność w miłosierdziu Bożym. Dzień i noc w serdecznej modlitwie błagała Boga o ratunek w tej niedoli, a szczególnie o uwolnienie męża, który jęczał w więzieniu nie za jakie występki, a biedna kobieta nie miała żadnej nadziei opłacenia tych długów. 

Powiedziano jej o pewnym zamożnym obywatelu, który używał swego majątku na wsparcie nieszczęśliwych. Natychmiast uboga niewiasta starała się o napisanie prośby, w której wyraża swą nędzę i prosi o łaskę litościwego pana. Ale niestety, otrzymuje tylko drobną jałmużnę – mały pieniądz. Co począć i do kogo się udać? Zasmucona, zbolała nad wszelki wyraz, idzie do kościoła, a rzucając się do stóp Zbawiciela utajonego w Najświętszym Sakramencie, błaga o cud miłosierdzia dla swej nieszczęśliwej rodziny, bo próżna jest w ludziach nadzieja. Wtem jakby błyskawica uderza ją myśl, zapewne od Anioła Stróża, prosić o przyczynę dusz czyśćcowych. Słyszała od kogoś o ich cierpieniach i o wielkiej ich wdzięczności dla tych, którzy je wspierają. Pocieszona tym natchnieniem, idzie zaraz do zakrystii, składa swój pieniążek i prosi o odprawienie Mszy Świętej za dusze w czyśćcu. Jakiś litościwy kapłan tam będący, rozpoczął świętą Ofiarę, z którą ona swoje gorące modły łączyła, leżąc krzyżem na ziemi. 

Powstała z tej modlitwy wielce wzmocniona i pocieszona na duchu, jakby pewną była, że ją Pan Bóg wysłuchał, I oto, gdy wracając do domu przebiega gwarne ulice miasta, zbliża się do niej jakiś poważny starzec i pyta: „czemu się tak smutną wydajesz?” Ona odpowiada wymownie o swoim utrapieniu. Nieznajomy słucha ją ze współczuciem, zachęca do ufności w Bogu, i oddalając się, wręcza jej list, prosząc, aby go zaniosła do wskazanej osoby. Biedna kobieta idzie prosto na oznaczone miejsce, a znalazłszy tam młodego człowieka, gospodarza domu, spełnia polecenie. Ten otworzywszy papier, z niezmiernym wzruszeniem, poznaje pismo swego ojca zmarłego od kilkunastu lat... 

– Skąd masz ten list? Kto ci go dał? – woła nadzwyczaj zdziwiony. 

– Panie! – rzecze przelękniona niewiasta – jakiś poważny mężczyzna spotkał mnie na ulicy, rozmawiał ze mną i kazał mi ten list przynieść do tego domu; nie wiem, co w nim napisano, nic mi o tym nie mówił. 

Coraz więcej wzruszony i zdziwiony młodzieniec, czyta głośno list, jak następuje: 

„Synu mój, twój ojciec dziś wybawiony jest z czyśćca przez tę ubogą niewiastę, która ci wręczy to pismo; z jej ofiary odprawiła się tego ranka Msza Święta, za dusze w czyśćcu, a Pan w miłosierdziu swoim przyjął ją na dopełnienie mego oczyszczenia: winniśmy jej przeto największą wdzięczność. Ta poczciwa kobieta jest w ciężkim niedostatku, polecam ją twojej opiece”. 

(A. Morawski, Cuda i Łaski..., s. 16–20)

Oczywiście nie trzeba chyba dodawać, iż syn ojca wybawionego z czyśćca suto zaopatrzył ową ubogą kobietę, zadbawszy o to, aby już nigdy nie zaznała niedostatku. 

Jest to kolejny przykład, że miłosierdzie okazane duszom czyśćcowym sprowadza na nas cuda miłosierdzia Bożego.

O żołnierzach po śmierci o wspomożenie proszących

Około Roku Pańskiego 1078, nieopodal Wormacji, przez wiele dni i nocy obserwować można było wielkie dziwy. Oto wielka ilość zbrojnych – jednych pieszych, innych zasię konnych, pokazywała się okolicznym mieszkańcom, zgiełk czyniąc. A zdawało się jakby zastępy owe wychodziły z pobliskiej góry. 

Zdarzenie owo wzbudzało nie tylko zdziwienie, ale i strach. Znalazł się jednak przecież mnich pewien, mieszkaniec Lunxurgeńskiego klasztoru, który wespół z kilkoma towarzyszami, zawiesiwszy sobie na szyi krzyż, wyszedł odważnie owym zbrojnym na spotkanie. 

Skoro ich zagadnął kim są, skąd się tutaj wzięli i czego by żądali, usłyszał takową odpowiedź: 

– Nie jesteśmy nocnym przywidzeniem, ani też żywymi ludźmi, lecz duszami, które niegdyś na tym świecie możnym panom służyły. Przed wielu laty w tym właśnie miejscu, w srogiej bitwie śmierć ponieśliśmy. 

– A ponieważ bezbożny żywot pędziliśmy, karę teraz cierpieć musimy. 

– Patrz na nas. Ubiór, zbroja, oręż, konie, które nam za życia służyły i niejednokrotnie były powodem grzechu, po śmierci stały się przyczyną straszliwych mąk. Wszystko co teraz widzicie około nas, wszystko to jest dla nas ogniem, który nas pali, aczkolwiek wy go swymi śmiertelnymi oczyma nie widzicie. 

A gdy zakonnik pytał, czy żywi mogą im jakoś pomóc i poratować, od tej samej duszy żołnierza usłyszał: 

– Postami i modlitwami, a osobliwie ofiarami Ciała i Krwi Pana Jezusowej ratowani być możemy i o to prosimy. 

Skoro skończył mówić, cała rzesza duchów jednym głosem zawołała po trzykroć: 

„– Módlcie się za nami!” 

I zaraz się zdało, jakby się wszyscy oni w ogień obrócili, a i góra sama, jakby ogniem gorzała, po niebie przetaczały się grzmoty, a korony drzew wydawały wielki szum.

Andrzej J. Sarwa

Ciąg dalszy nastąpi...

Kto by chciał nabyć tę książkę to jest dostępna tutaj: