Ojciec Julian Stropoński, reformat
Dzisiaj, gdy wszelkie formy ascezy chrześcijańskiej w dość powszechnej opinii uchodzą za „dziwaczenie” (hinduistyczna czy buddyjska odwrotnie – jest podziwiana), przypomnienie postaci ojca Juliana Stropońskiego, reformaty, może się wydać niezręcznością. Czy jednak asceza, umartwianie ciała, to rzeczywiście „dziwaczenie”, czy też może raczej poważne potraktowanie słów Jezusowych, by „nie skarbić sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza je stoczą”?
Luca Giordano (1634–1705), Św. Franciszek z Asyżu (Wikimedia Commons)
Julian Stropoński, urodzony – niestety, nie wiadomo kiedy – w Połańcu, w samym sercu sandomierskiej ziemi, z rodziców zacnych i wiernych Kościołowi, posłany do szkół do Sandomierza, skoro je ukończył, postanowił się poświęcić na wyłączną służbę Bogu i w tymże Sandomierzu do reformackiego klasztoru św. Józefa wstąpił. Rychło zasłynął rozlicznymi cnotami, postępując na drodze duchowego rozwoju niezwykle szybko, jednocześnie na jotę nawet nie odstępując od wymagań reguły zakonnej, co zostało dostrzeżone i docenione przez przełożonych.
Jako zadośćuczynienie za grzechy świata trapił swoje ciało rozlicznymi i nader surowymi umartwieniami, bądź to chłoszcząc je dyscypliną, aż krew spływała z barków i pleców, bądź poszcząc całymi dniami, wreszcie – pozbawiając się snu. Rzadko kiedy kładł się na łóżku, na ogół tuż przed świtem, przykucnąwszy na podłodze, drzemał chwil parę, by rychło znów się ocknąć i do modlitwy powrócić. Do Mszy Świętej przygotowywał się długo i dokładnie przez rozmyślania i modlitwy. Długo ją też odprawiał, ze szczególnym nabożeństwem, namaszczeniem i pokorą.
Jego wielka miłość ku bliźnim, heroiczna wiara, pokuty i umartwienia sprawiły, iż obdarował go Pan Bóg wielką mocą i władzą nad demonami, które z łatwością z ciał ludzi opętanych wyganiał, a od nękanych odpędzał. Wszechmogący błogosławił go także łaską inną, dość rzadką, spotykaną tylko u osób szczególnie świętych, mianowicie zezwolił, by objawiały mu się dusze w czyśćcu cierpiące, prosząc, by trapiąc swoje ciało chłostą, postem, brakiem snu, a także ofiarując za nie modlitwy i dobre uczynki, skracał ich męki i pomagał w prędszym osiągnięciu wiekuistego szczęścia w niebieskiej ojczyźnie.
Jako ofiarę zastępczą za dusze czyśćcowe przyjmował na siebie – z dopustu Bożego – różne choroby. Wszystkie je znosił heroicznie, nawet słowem nie skarżąc się na dolegliwości, którymi bywał doświadczany. Najwięcej cierpiał na rok przed śmiercią. Nie ubolewał jednak nad niczym prócz tego, że nie ma siły odmawiać brewiarza. Wreszcie, opatrzony świętymi sakramentami, posilony Ciałem Pańskim, wpatrzony w krucyfiks, oddał ducha Bogu, przenosząc się do wieczności, a ci, którzy go znali, byli przekonani, iż osiągnął zbawienie. A stało się to Roku Pańskiego 1742.
© Andrzej Juliusz Sarwa 2018
Książkę w wersji papierowej można kupić tutaj:
Książkę w wersji elektronicznej (epub, mobi) można kupić tutaj: