Księżniczka Adelajda Piastówna
Nagrobek księżniczki Adelajdy Piastówny w kościele św. Jakuba w Sandomierzu
Kiedy już, wędrowcze, pokonasz ostry stok Świętojakubskiego Wzgórza, wiodący cię od podnóża Zamku ku czerwieniejącym surowizną cegieł murom starożytnej romańskiej świątyni pod wezwaniem św. Apostoła Jakuba, kiedy odetchniesz, przysiadłszy na kamiennej wykładzinie murku odgradzającego plac kościelny od uliczki wybrukowanej kocimi łbami, kiedy zasłuchasz się w delikatny poszum sercowatych listków lip świętojackową ręką posadzonych i zauroczy cię pradawność tego miejsca, podnieś się i wejdź do świątyni.
Mało jest w Polsce tak pięknych w swej surowej prostocie kościołów jak ten sandomierski „święty Jakub”. Powaga i dostojeństwo w nim panują i cisza. Cisza taka, że zda ci się, iżeś przekroczywszy progi świątyni, zawitał do innego świata.
Przecie ćwierkot wróbli na dworze przypomina ci, gdzie jesteś, że to jeszcze doczesność, nie wieczność...
Ceglane ściany, a w nich nieduże okienka przepuszczające niewiele światła, ceglane filary podtrzymujące belkowany strop, surowizna piaskowcowej posadzki...
Słoneczne światło, które tu się przedarło skądś od prezbiterium, igra różnobarwnymi plamami, nasycone kolorami dostojnych witraży.
W innych świątyniach mury przesycone są wonią uschłych kwiatów i przez wieki palonych kadzideł. Tu nie. Tu czuć jakąś starodawność, od której żeśmy tak daleko odeszli, tak bardzo nią pogardzili, tak zniesławili zapatrzeni w samych siebie i w rzekomo cudowną przyszłość...
A ta świątynia, tak różna od wszystkich innych sandomierskich kościołów, ma w sobie ducha swych dawnych fundatorów – Adelajdy Piastówny i krakowskiego biskupa Iwona Odrowąża... Owej Adelajdy, która przy tej świątyni żyła, przy niej zgasła i w niej znalazła odpoczynek aż po dzień zmartwychwstania...
Niewiele wiadomo o tej, która pewnie odgniotła kolana na twardej świętojakubskiej posadzce, kierując modły do Boga może także i w naszej intencji? W intencji tych, którzy dopiero mieli zamieszkać w tym mieście w przyszłości?...
Nieoceniony O. Florian Jaroszewicz OFM Ref. krótko o niej pisze:
„Adelajda Domicella, Kazimierza Wtorego Monarchy Polskiego, na wojnach i w pokojach szczęśliwego, córka, od młodości swojej tak była pełna miłości Chrystusowej, że postanowiła w niepokalanym Panieństwie Bogu i Najświętszej Pannie służyć. Jakoż tak pobożnego zamysłu i tak wysokiej cnoty aż do ostatniego zgonu dokonała. Ćwiczyła się i w innych chrześcijańskich cnotach, albowiem była dziwnie nabożna, na ubogich miłosierna i szczodra, pomnożenia chwały Boskiej wielce pragnąca. Przeto gdy za panowania Leszka Białego Książęcia, brata jej, a za powodem Iwona biskupa krakowskiego Zakon S. Ojca Dominika był wprowadzony przez S. Jacka i Błog. Czesława, Adelajda tych świętych mężów i ich towarzyszów życiem prawie anielskim zbudowana i z pomocą brata swego Leszka klasztor tego Zakonu w Sandomierzu u świętego Jakuba fundowała, przy którym zawsze mieszkała, a pod rządem owych Świętobliwych Ojców do wysokiej doskonałości przyszła. Ciało swoje w ostrości wielkiej trzymała, modlitwy we dnie i w nocy, dyscypliny i różne umartwienia sobie zadając.
Tak całe życie swoje w niepokalanej czystości i pobożności prowadząc, duszę Stwórcy swemu oddała roku Pańskiego tysiącznego dwusetnego sześćdziesiątego, której (jako spowiednicy jej uznawali) żadnym ciężkim grzechem nie zmazała. A jako sama chciała, w tymże kościele jest pochowana, której grobowiec jest na środku do dziś dnia. Przy którym różnymi cudy tę czystą oblubienicę swoją uwielbił Pan, któremu honor służy na wieki. Amen”.
© Andrzej Juliusz Sarwa 2018
Książkę w wersji papierowej można kupić tutaj:
Książkę w wersji elektronicznej (epub, mobi) można kupić tutaj: